Uwagi o radiestezji.

Stoimy dziś wobec zalewu niezwykłych wiadomości pseudonaukowych i płyną one do nas z telewizji, radia, gazet i książek o bardzo dziwnych i pociągających tytułach. Są tam mądrości rzekomo zaczerpnięte z dawnych i odległych cywilizacji teraz na nowo odkryte a będące w stanie uratować ludzkość. Tyle się teraz słyszy o trzęsieniach ziemi, tajfunach, wybuchach wulkanów, czy pospolitym bandytyźmie, kradzieżach i wypadkach drogowych. Tymczasem roztacza się przed nami perspektywy jakiejś nowej wiedzy, możliwości pomocy ludziom i sobie i ułatwienia ciężkiego życia. Co to wszystko jest warte i jak się odnosić do takich, nieraz oszałamiających, obietnic i możliwości?

25 lat temu zainteresowałem się jedną z dziedzin tzw. parapsychologii, a mianowicie różdżkarstwem i wahadlarstwem, czyli radiestezją. Pół roku później powstała grupa badawcza pod kierownictwem prof. dr hab. Henryka Szydłowskiego, kierownika Zakładu Nauczania Eksperymentu Fizycznego w Instytucie Fizyki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Przeprowadzaliśmy badania nad radiestezją przez 10 lat. Przebadaliśmy około 300 osób, zorganizowaliśmy ok. 10 obozów naukowych w terenie w różnych miejscach Polski, zapoznawaliśmy się z literaturą zarówno radiestezyjną, jak i różnych gałęzi wiedzy.

Wyniki? O tym dalej!

Sądzę jednak, że w tym miejscu należy się Czytelnikowi kilka informacji o mnie, to znaczy o osobie, która podejmuje się zrelacjonować wyniki badań, dyskusji i przemyśleń. Zadania zresztą bardzo niewdzięcznego. Jestem fizykiem. Na uniwersytecie w Poznaniu pracuję już pół wieku. Obecnie na połowie etatu. Tematem mej pracy magisterskiej było zaprojektowanie elektronicznej aparatury medycznej. Praca doktorska dotyczyła zagadnienia z teorii ciała stałego. W trakcie mej pracy straciłem całkowicie wzrok. Aby uprzedzić krytykę ze względu na moją niepełnosprawność powiem tylko tyle, że w środowiskku niewidomych jest większy procent ludzi z wyższym wykształceniem, niż przeciętnie. Obecnie przeprowadzam z grupą osób pomiary tzw. metodą elektrooporową dla wyszukiwania zabytków archeologicznych. Jest to jedna z metod geofizycznych, którymi zainteresowaliśmy się przy badaniach nad radiestezją aby móc penetrować wnętrze ziemi. W tych moich pracach posługuję się magnetofonami i bogatą taśmoteką, maszyną do pisania (piszę metodą "na ślepo") a ostatnio komputerem z syntezatorem mowy i drukarką.

Radiestezyjne dogmaty.
Podejmę się tu niewdzięcznej pracy uściślenia założeń radiestezji. Nazwa "radiestezja" jest połączeniem dwóch greckich wyrazów: radios - promień i aisthesis - odczuwanie. Termin ten powstał dopiero w latach 30-ych mijającego już wieku XX.
W radiestezji zakłada się 3 nienaruszalne i niepodważalne dogmaty:

  1. Istnieje "promieniowanie radiestezyjne" nieznane nauce, a zwłaszcza fizyce.
  2. Promieniowanie to wytwarzają podziemne cieki wodne, czyli tzw. "żyły wodne", ale i właściwie wszystkie ciała. Istnieją różne rodzaje tego promieniowania, a niektóre są bardzo szkodliwe dla zdrowia, zwłaszcza promieniowanie "żył wodnych". Promieniowanie to niesie ze sobą informacje chyba o wszystkim i dlatego znajomość jego jest bardzo pożyteczna, a w przypadku "żył wodnych" wręcz konieczna.
  3. Promieniowanie radiestezyjne jest niewykrywalne przy pomocy aparatury naukowej i mogą je odczuwać jedynie specjalnie uzdolnieni ludzie i to dopiero przy pewnej wprawie i po przeszkoleniu.
To są dogmaty radiestezji. Są one bronione zaciekle. Każdy, kto je podważa jest ignorantem, człowiekiem o ciasnym umyśle, wylewa dziecko z kąpielą (bo przecież coś tam musi być) i jest naukowcem zamkniętym w wieży z kości słoniowej. Jest po prostu "wrogiem ludu" według terminologii minionej epoki.

Co szokuje w badaniach nad radiestezją?
Kiedy przebiegam myślą te 10 lat badań jak i wszystkie rozmowy, dyskusje i świadectwa ludzi, to wyłaniają mi się pewne charakterystyczne własności doświadczeń radiestezyjnych. Podczas, gdy w naukach doświadczalnych, na przykład w fizyce i chemii, trzeba się nieźle natrudzić, by uzyskać właściwe rezultaty.  Materiał na przykład nie jest wystarczająco czysty, podłoże za mało sztywne, trzeba ograniczyć wpływ otoczenia i tak dalej. Tymczasem w radiestezji wyniki pchają się same, wyraźnie i odrazu. Potem jednak następują komplikacje, rezultaty są coraz gorsze, a wreszcie już tylko na poziomie prawdopodobieństwa, czyli "na chybił, trafił". Z faktem tym zetknąłem się osobiście i to wielokrotnie, czy to na obozach, w terenie czy w trakcie badań laboratoryjnych. Tyle razy sądziliśmy, że nowo odkryty efekt już wkrótce wyjaśni tajemnicę radiestezji i zakończymy nasze badania. Następowało jednak "rozmycie" wyników, ale na osłodę pojawiał się kolejny interesujący efekt i tak zabawa trwała.
Takie szokujące z początku wyniki możnaby porównać z zakupem nowego, rewelacyjnego telewizora. Przynosimy go do domu, wyciągamy z kartonu i ledwo przekręcamy gałkę wyłącznika, a on działa i to bardzo ładnie. Obraz jednak i dźwięk zaczyna słabnąć. Sądzimy, że wyładowały się jakieś wewnętrzne baterie i załączamy nasz aparat do prądu. Następuje chwilowa poprawa. Załączamy antenę. Znowu jest przez pewien czas lepiej i wreszcie telewizor całkowicie odmawia pposłuszeństwa. Dowiadujemy się jednak o nowym, jeszcze bardziej rewelacyjnym  typie telewizora i zabawa zaczyna się od początku i może trwać bez końca.  Tymczasem prace naukowe przypominają raczej zakup telewizora, następnie żmudne przestudiowanie instrukcji obsługi, podłączenie anteny i zasilania, przeprowadzamy regulację i ustawienie odpowiednich kanałów, dalej ustawienie i regulację anteny. W miarę postępu naszej pracy telewizor pracuje coraz lepiej i lepiej.

Jaka energia i jakie promieniowanie?
Spróbujmy zająć się teraz pierwszym dogmatem radiestezyjnym, a mianowicie istnieniem tajemniczego promieniowania. Przede wszystkim należy zauważyć, że samo pojęcie promieniowania i energii zostało zapożyczone z fizyki i to nowoczesnej. Kiedyś mówiło się o tajemniczych waporach, fluidach, czy cząstkach wylatujących z pod ziemi. Chodzi tu, jak rozumiem, o coś, co powoduje ruch różdżki czy wahadła i na dodatek może bardzo szkodzić naszemu zdrowiu. Jest to zatem jakieś oddziaływanie na odległość, a więc zagadnienie, dość wszechstronnie zbadane przez współczesną fizykę. Znamy dwa rodzaje oddziaływań na duże odległości, a mianowicie elektromagnetyczne i grawitacyjne. Znamy dwa rodzaje sił tzw. bliskiego zasięgu, działających na odległościach porównywalnych z rozmiarami jądra atomowego, ale nie dalej. W naszym przypadku obie te ostatnie siły nie mogą mieć żadnego znaczenia. Na podstawie fizyki teoretycznej możemy przewidzieć zachowywanie się ciał poddanych wyżej wspomnianym siłom. Dokładność naszych teorii jest niezmiernie wysoka i trudna do wyobrażenia. Ogólna teoria względności, jak sprawdzono na tzw. pulsarach w układach podwójnych, ma dokładność 14 rzędów wielkości. Co to znaczy? to jest odległość ziemi do słońca 150 milionów kilometrów zmierzona z dokładnością 1,5milimetra. Teorię kwantową sprawdzono, jak na razie, mniej dokładnie, bo tylko 9 rzędów wielkości, ale jest to np dokładność toru satelity przebiegającego 1000 km nad ziemią z dokładnością 1 milimetra. Oznacza to, że choć nieznanych sił i energii nie możemy wykluczyć, to jednak na tor satelity mogą one tylko tak wpłynąć, by powodować zmianę jego toru nie większą, niż 1 milimetr! A dokładność pomiarów fizycznych stale się zwiększa i margines nieznanego kurczy.

Czy wszystko promieniuje?
Przystąpmy teraz do drugiego dogmatu radiestezyjnego. Czy wszystko promieniuje  i czy szczególnie czynią to podziemne "żyły wodne", obecnie raczej nazywane ciekami wodnymi? Czy może to być jakieś bardzo szkodliwe oddziaływanie na nasze zdrowie, zwłaszcza przez dłuższy czas? Na ile są uzasadnione owe "ekspertyzy radiestezyjne"?
Pomijając problem istnienia nieznanych postaci energii ograniczę się do tych, które fizycy znają i to znają bardzo dobrze. Najważniejszym i właściwie jedynym kandydatem mogą być fale elektromagnetyczne. Teoria elektromagnetyzmu (równania Maxwella) ma już 150 lat i jest wielorako sprawdzona i stanowi podstawę teorii względności. Do dziś nie znamy zjawisk z nią sprzecznych Przewidziała ona istnienie fal elektromagnetycznych, które dopiero później zostały odkryte i praktycznie zastosowane i to dopiero po kilkudziesięciu latach. Trzeba jednak wyraźnie powiedzieć, że właściwości tzw. "promieniowania radiestezyjnego" nie dają się pogodzić z teorią elektromagnetyzmu.Powodów jest wiele i tylko niektóre tu wymienię. Podczas gdy dla wywoływania chorób i mutacji potrzebne są fale bardzo krótkie (takie bowiem rozporządzają odpowiednią energią), to przez ziemię z łatwością przechodzą jedynie fale bardzo długie. Te znowu nie mogłyby tworzyć wąskiej wiązki o ostrych granicach wyczuwalnej przez radiestetów np. na 30 piętrze. Z kolei fale bardzo krótkie, np. rentgenowskie i promieniowanie gamma jest bardzo łatwo wykrywalne przez nowoczesne fotopowielacze, które są czulsze od ludzkiego oka i to nawet w najkorzystniejszym dla niego zakresie. W ogóle nasza nowoczesna aparatura pomiarowa jest ogromnie czuła i tego nie można niedoceniać. Przy jej pomocy uzupełniamy braki naszych zmysłów i to jest triumfem umysłu nad materią. Na dodatek geologia i hydrogeologia inaczej tłumaczą zaleganie i przemieszczanie wód podziemnych i to nie przy pomocy przestarzałych pojęć "żył wodnych". To dlatego obecnie radiesteci używają terminu: "cieki wodne" albo "izolowane cieki wodne". Tak więc, delikatnie mówiąc,  koncepcji radiestezyjnych nie potwierdza , ani fizyka, ani geologia, ani medycyna.

Czy tylko człowiek może wykrywać to tajemnicze promieniowanie?
Musimy się tu zastanowić nad tym, jakie są możliwości wykrywania przez człowieka jakichś promieniowań czy oddziaływań.
Mówiąc ogólnie rozporządzamy 5 znanymi zmysłami. Wprawdzie badano reakcję człowieka na stałe pole magnetyczne, bowiem taki zmysł istnieje u pewnych bakterii, owadów i ptaków, ale wyniki są wątpliwe. Wiemy natomiast, że człowiek nie wyczuwa szkodliwego dla niego promieniowania radioaktywnego, a w ogóle reaguje na niezwykle małą część widma elektromagnetycznego, mianowicie na promieniowanie widzialne.Inne części widma są z łatwością wykrywalne przez naszą aparaturę pomiarową i nawet w zakresie promieniowania widzialnego jest ona czulsza od naszego oka, jak już wspominałem wcześniej. To co jednak odróżnia nasze zmysły, to doskonała "obróbka komputerowa" przez układ nerwowy. Na przykład siatkówka oka to zakończenia paru milionów włókien nerwowych, tymczasem już po drodze do mózgu następuje przetwarzanie danych dzięki złożonym wzajemnym połączeniom komórek nerwowych, a "odkodowanie" danych przez skomplikowane i ciągle mało znane ośrodki mózgowe. W rezultacie z dwóch dwuwymiarowych obrazów tworzy się jeden trójwymiarowy. Dlaczego jednak to piszę? Chodzi o zrozumienie, że z jednej strony nasze zmysły są ograniczone, z drugiej posiadamy znakomity aparat do ich przetwarzania. Zarówno jednak zmysły, jak i mózg posiadają ograniczenia. Znamy przecież wiele złudzeń optycznych jak i innych zmysłów. Nie zawsze zatem możemy na nich polegać, Dlatego twierdzę, że "promieniowanie radiestezyjne"to złudzenie naszych zmysłów, a nie rzeczywistość. Natomiast i my bezpośrednio i wielu innych badaczy (co jest znane z literatury przedmiotu) zaobserwowało sprzężenie mimowolnych ruchów ręki ze wzrokiem. Po zamknięciu oczu wahadełko zatrzymuje się. Zauważyliśmy również fakt opisywany w literaturze, że radiesteci reagują na drobne szczegóły terenu i otoczenia. W jakiś sposób wpływają one na wytyczanie przebiegu tak zwanych "żył wodnych". Zatem radiesteta wskazuje na to, co jest na ziemi, a nie to, co jest pod ziemią, Podobnie w przypadku diagnozowania chorego organu wystarczy na przykład mimowolne skrzywienie twarzy przy zbliżaniu wahadełka do bolesnego miejsca.

Skąd się biorą sukcesy radiestetów?
Mówiono mi wielokrotnie, że przecież różdżkarstwo jest znane od dawna i nie możliwe, by w tym nic nie było. A jednak. W Raporcie Służby Geologicznej Stanów Zjednoczonych z 1917 r., dostępnego w internecie znalazłem takie zdanie: "It is doubful whether so much discussion and experiments have ever been bestowed on any other subject with such lack of positive results" (Wątpliwe jest, czy istnieje jakieś inne zagadnienie, które byłoby tak przebadane i przedyskutowane i z takim brakiem pozytywnych rezultatów). Może najłatwiej wytłumaczyć sukcesy w znajdowaniu wody. W Polsce Nizinnej woda pod ziemią jest prawie wszędzie. Według informacji uzyskanej od geologa, prof. dr hab. Jana Jeża z Politechniki Poznańskiej w 90 procentach odwiertów przeprowadzanych w Wielkopolsce do głębokości 10 m wszędzie na jakimś poziomie występuje woda. Poproście  zatem różdżkarza, aby wskazał miejsce, gdzie nie będzie wody przy 10 metrowym odwiercie.
Zwróćmy jeszcze uwagę na to, że najczęściej radiesteta znajdzie "żyłę wodną" akurat przechodzącą przez nasze łóżko. Dlaczego tak się dzieje? W literaturze radiestezyjnej znaleźliśmy zdanie, że "wahadełko odtwarza kształt przedmiotu i nad rękojeściami nożyczek obraca się, a nad ostrzami wykonuje drgania podłużne. To również obserwowaliśmy. Ponieważ łóżko jest podłużne, to radiestecie podświadomie kojarzy się podświadomie z poprzeczną lub podłużną "żyłą wodną", przebiegającą właśnie przez łóżko. Tak samo "skrzyżowanie żył wodnych", tak rzekomo groźne, radiesteta podświadomie łączy z jakimś punktem. W pokoju może to być wisząca lampa, w terenie np. kopiec mrówek czy samotne drzewo. Kiedy różdżkarz wskaże tzw. "dobre miejsce" i łóżko zostanie na nie przesunięte, to u większości ludzi następuje poprawa samopoczucia choćby tylko na kilka tygodni.

Od wahadełka do różdżki.
Trzeba tu jeszcze wspomnieć o tzw. przyrzrządach radiestezyjnych. Są nimi Przede wszystkim różdżki różnych rodzajów i jeszcze więcej typów wahadeł. Nie natrafiliśmy nigdzie na wyjaśnienie ich działania w sensie fizyki. Musieliśmy dochodzić do tego sami. Okazało się, że są to po prostu wzmacniacze mechaniczne. Różdżki wzmacniają mimowolne drgania ręki (choć istnieje tu możliwość oszustwa) do ok. 30 - 40 razy. Wahadełko jest jeszcze bardziej czułym wzmacniaczem, bo może powiększyć rytmiczne drgania ręki nawet 200 i 300 razy. Błyszczący, często mosiężny czubek różdżki czy wahadła pozwala na nim skoncentrować wzrok, a i odwrócić uwagę od drgań trzymającej narzędzie ręki. Próbowaliśmy wahadełka zrobione z różnych materiałów, metali, szkła, plastyku i innych i nie znaleźliśmy różnicy, przynajmniej pod względem fizycznym. Wymyślne kształty mają jednak duże znaczenie psychologiczne. Jeżeli chodzi o długość wahadła, to najkorzystniejsza była taka w granicach 5 do 30 centymetró, co odpowiada częstości drgań wahadła od 2,25  do 0,91 cykli, czyli drgań (tam i z powrotem) na sekundę. Widocznie najlepiej pasuje to do mimowolnych drgań ręki.w

Czy różdżkarze znajdują wodę?
Kiedy zaczynaliśmy naszą pracę, to jeszcze nic nie wiedzieliśmy o przeprowadzonych przez innych badaniach obiektywnych. Zresztą, co wielokrotnie podkreślam, naszym pierwotnym zamiarem było potwierdzenie i wytłumaczenie, a nie zanegowanie zjawiska radiestezji. Okazało się jednak, że takich doświadczeń było sporo. Przeprowadzano je w Niemczech, we Włoszech i w Stanach Zjednoczonych. Poza jednym przykładem podawanym przez "Encyklopedię New Age" wyniki innych były negatywne i to mimo, że były planowane zgodnie ze wskazówkami radiestetów, którzy i sami brali w nich udział. Ostatnim takim przykładem jest tak zwany "eksperyment monachijski", przeprowadzony w latach 80-ych. Opisuje go krytycznie kalifornijski profesor J.Enright, którego artykuł jest dostępny w internecie. W eksperymencie brało udział 500 różdżkarzy i nie stwierdzono żadnego związku między położeniem rury z wodą i wskazaniami tego miejsca przez testowanych różdżkarzy. Warto jeszcze dodać, że cała sprawa kosztowała podatnika niemieckiego 400 tysięcy marek i jak twierdzi prof. Enright, że ze względu na tak negatywne rezultaty będzie to już ostatni eksperyment na tak wielką skalę.
Warto przypomnieć, że istnieje nagroda w wysokości miliona dolarów ufundowana przez znanego amerykańskiego iluzjonistę i demaskatora oszustów Jamesa Randi za wykazanie zjawisk paranormalnych, w tym również różdżkarstwa. Nagroda jest do odebrania do roku 2001 lub do śmierci fundatora. Należy się śpieszyć!

Kilka słów o psychologii.
40 lat temu miałem znamienną dla mnie konfrontację ze zwolennikiem UFO. Byłem wówczas pacjentem Sanatorium Akademickiego w Zakopanem. Śp. dyrektor sanatorium, dr Jan Jaworski starał się organizować nam różnego rodzaju spotkania i prelekcje. Zaprosił też kogoś, kto mówił o latających talerzach. Wydawało się, że traktuje całą sprawę nieco z przymrużeniem oka. Mówił też o przypuszczeniu, że te "latające talerze" napędzane są antygrawitacją. Wstałem w ramach dyskusji i powiedziałem, że ostatnio zajmowałem się ogólną teorią względności i w jej ramach miejsca na antygrawitację po prostu nie ma. Spodziewałem się jakiejś sensownej odpowiedzi, tymczasem zostałem po prostu zbesztany. Czegoś takiego zupełnie się nie spodziewałem i w ogóle nie zareagowałem. Wtedy znajomy psycholog powiedział mi, że są to ludzie, którzy za mało mają zdolności do pracy naukowej i za mało wyobraźni do pisania powieści naukowo - fantastycznych. Ja wiem, że wśród radiestetów są ludzie przekonani, ale i takiego czynnika psychologicznego nie można chyba wykluczać jak i nie można wykluczać świadomego oszustwa. Z drugiej strony potwierdzenie istnienia nieznanego promieniowania i wyjaśnienie jego fizykalnej natury byłoby ogromnym sukcesem.   Stałoby się to też prawdopodobnie kluczem do rozwiązania i innych zagadek parapsychologii. Wiem, że są radiesteci, którzy liczą na ten właśnie sukces. Zarówno brak ambicji, jak jej nadmiar są szkodlliwe. Ja tylko mogę wyrazić zdanie, że chociaż teoretycznie nie można wykluczyć jakichś nieznanych sił, to prawdopodobieństwo ich istnienia jest bardzo, bardzo małe. Znacznie mniejsze niż prawdopodobieństwo zniszczenia jutro Poznania przez spadający meteor.

Czy radiestezja jest bezpieczna?
20 lat temu sądziliśmy, że zajmowanie się radiestezją nie niesie ze sobą żadnego niebezpieczeństwa. Dziś wiemy, że tak nie jest i te zagrożenia postaram się krótko omówić.
Poprzednio zastanawialiśmy się nad tym, co określiłem jako "radiestezyjne dogmaty". Promieniowanie radiestezyjne jest z założenia wykrywalne tylko przez różdżkarza, a więc niesprawdzalne metodami obiektywnymi. Wiadomo, że człowiek ma swoje dni lepsze i gorsze i że pomyłki są rzeczą ludzką. Kto zatem może weryfikować wyniki innego radiestety? Tylko drugi radiesteta. A jeżeli i on się myli? A który jest z nich lepszy czy to w danej chwili, czy to w ogóle? Dlatego rację ma tu określenie, że radiestezja jest sztuką a nie nauką. Wiadomo,że każdy artysta ma swoje tajemnice i bardzo często uważa się za lepszego od innych. Podziwiamy piękno obrazu czy rzeźby muzyki Chopina i kunszt wykonawców.  Owocem badań radiestezyjnych jest wykrycie wody, która i tak jest prawie wszędzie a jeszcze wysuwa się twierdzenie, że przy krytycznym nastawieniu radiestezja się nie sprawdza. Wyjątkowo więc łatwo o powstanie opinii,o własnych zdolnościach i własnej wielkości i stąd już tylko krok do pychy, która nie tylko jest grzechem głównym, ale wielu zgubiła. Pojawia się też uzależnienie, głównie od wahadełka oraz pokusa zasięgania jego rady przy każdej sposobności. Człowiek staje się niewolnikiem i sługą wahadełka. W podręcznikach radiestezyjnych mówi się o tym, by nosić wahadełko zawsze przy sobie, ogrzewać własnym ciałem i nie użyczać nikomu innemu. Może to zaskoczyć wielu, ale ostatnio głosy ostrzeżenia dają się słyszeć i od samych radiestetów. Mówią oni o możliwościach "oberwania od wahadełka" i że nieodpowiednie i nieodpowiedzialne posługiwanie się nim i różdżkąprowadzi do choroby psychicznej i śmierci i że to jest dobrze znane doświadczonym mistrzom radiestezji.
Zagrożenia duchowe omawia w swoim artykule "Ideologia różdżkarstwa" wybitny polski filozof i teolog o. Aleksander Posacki. Ukazał się on w miesięczniku "Nie z Tej Ziemi" styczeń 1999, a później jeszcze był przedrukowany  w "Naszym Dzienniku".
 

Posłowie.
Artykuł ten umieszczę w internecie na mojej stronie WWW. Chciałbym w ten sposób ostrzec przed wejściem w państwo nierealnej fikcji i bardzo realnych pieniędzy, a innym pomóc się stamtąd wydostać. Na mej stronie internetowej znaleźć można i inne antyokultystyczne materiały, a przede wszystkiem tekst wydanej dwa lata temu książeczki: "Co warto wiedzieć o radiestezji". Jest w niej dokładniejsze omówienie przebiegu naszych badań i dyskusji nad radiestezją, choć zawsze w sposób popularno naukowy. Tutaj pominąłem cytowanie źródeł, poza paroma wyjątkami, aby nie zamazywać klarowności obrazu.
Ostatnio ucieszyłem się z szybkiej reakcji 5 fizyków, profesorów Uniwersytetu Warszawskiego. Potępili oni przyznanie nagrody państwowej za różdżkarskie oszukaństwo tzw. "bipiramidę" (Gazeta Wyborcza 12 stycznia 2000 r.). Może to zdarzenie otrzeźwi zwolenników radiestezji, do czego i ja dążę swoimi wypowiedziami.
W tym miejscu pragnę podziękować Wszystkim Moim Koleżankom i Kolegom za pomoc w mej pracy, czy to w formie nagrywania tekstów, czy dyskusji nad zagadnieniem, dostarczania najnowszych wiadomości, wprowadzaniem tekstów do internetu i korektą. Niech mi wybaczą, że nie wymieniam ich nazwisk, ale przynajmniej nie narażą się potężnemu lobby radiestetów. Jeszcze raz Wam wszystkim bardzo serdeczne dzięki i Bóg Zapłać!

Przemzsław Kiszkowski

Poznań, 12 stycznia 2000 r.

Przemysław Kiszkowski,
ul. Taczanowskiego 19 m.18.
60-147 POZNAŃ,
tel. (061) 86 17 699
e-mail: pkisz@amu.edu.pl
WWW: http://amu.edu.pl/~pkisz/

Z powrotem | Program sympozjum | Strona główna

© Copyright by CyjSoftware 2000
stat4u