Jestem fizykiem, za rok kończę 70 lat. Całe życie zawodowe spędziłem prowadząc badania naukowe, które nadal kontynuuję. Interesowały mnie jednak również zagadnienia filozofii (zwłaszcza katolickiej), teologii, medycyny, a obecnie także archeologii. W trakcie mej pracy na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza (UAM) w Poznaniu, w Instytucie Fizyki, straciłem wzrok. Działo się to powoli. Musiałem więc stopniowo przestawić się na inny sposób pracy oraz częściej korzystać z magnetofonu i maszyny do pisania. Piszę "na ślepo", podobnie jak każda doświadczona maszynistka. Mam dobrą pamięć i mogę na niej polegać. Zawsze ceniłem niezależność myśli i unikałem wejścia w rutynę. Miałem też czas, by przemyśleć wiele zagadnień, z których tylko niektóre analizuję w tym opracowaniu. Nauczyłem się wykonywać w pamięci wiele wyprowadzeń matematycznych i tylko do trudniejszych używam magnetofonu, tego właśnie, za pomocą którego nagrywam te słowa. Mam wszechstronne wykształcenie fizyczne. Moja praca magisterska polegała na zaprojektowaniu aparatury elektronicznej dla celów medycznych, natomiast doktorat robiłem z fizyki teoretycznej, w zakresie fizyki ciała stałego. Już po studiach nauczyłem się łaciny, aby czytać w oryginale św. Tomasza z Akwinu. Swobodnie posługuję się językiem angielskim, niemieckim i rosyjskim. Dzięki mym przyjaciołom z Kanady od 18 lat co miesiąc otrzymuję dźwiękową wersję miesięcznika "Scientific American" (Świat Nauki). Słucham regularnie cotygodniowych przeglądów naukowych stacji radiowej BBC, aby zorientować się w bieżących wynikach różnorodnych badań naukowych. Wszystkie te informacje podaję jedynie w celu uwiarygodnienia dalszych swoich rozważań. Spotykałem się bowiem wielokrotnie z postawami pewnej rezerwy u osób znających mnie tylko pobieżnie, poddających w wątpliwość moją wiedzę i zdolność do przeprowadzenia rzetelnych badań naukowych, ze względu na utratę wzroku.
Pragnę podziękować wszystkim, którzy poddawali się cierpliwie naszym badaniom, pomagali nam w laboratorium, na obozach naukowych, a nawet na spotkaniach towarzyskich w mieszkaniach prywatnych. Dziękuję osobom, które pomogły mi w ostatecznym zredagowaniu niniejszego opracowania, zajęły się nie tylko korektą językową i przepisaniem tekstu, ale zwróciły mi również uwagę na konieczność wprowadzenia uzupełnień, bowiem niektóre z moich myśli sformułowane były w sposób zrozumiały wyłącznie dla fizyka.
Wszystkich nazwisk nie jestem w stanie wymienić, ale zdaję sobie sprawę, że bez ich udziału przygotowanie opracowania w jego aktualnym kształcie nie byłoby możliwe.
Posługiwanie się różdżką i wahadełkiem jest praktyką bardzo dawną i trudno dziś ustalić jej początki. W latach trzydziestych XX wieku jej zwolennicy utworzyli nowy termin radiestezja od greckiego radios - promień i aisthesis - odczuwanie. Jest to zatem sztuka odczuwania jakiegoś bliżej nieokreślonego promieniowania przy pomocy tzw. "szóstego" zmysłu, mającego znacznie poszerzać ludzkie możliwości.
Co obiecuje radiestezja
Radiestezję można podzielić na radiestezję fizyczną i mentalną. Ta pierwsza polega na beznamiętnym obserwowaniu reakcji różdżki czy wahadła, druga zakłada istnienie umownego kodu porozumiewania się radiestety z różdżką czy wahadłem, który pozwala otrzymywać odpowiedzi na zadawane pytania z różnych dziedzin wiedzy. Sprawami wykrywania wody zajmuje się radiestezja fizyczna.
Radiestezja mentalna, badająca rzeczywistość na odległość przy pomocy myśli, twierdzi z kolei, że jej możliwości są nieograniczone w czasie i przestrzeni. W takim ujęciu wahadełko i różdżka pełnią podobne funkcje jak wirujące stoliki, umożliwiające spirytystom uzyskiwanie odpowiedzi na zadawane duchom pytania. Teleradiestezja ma umożliwiać prowadzenie badań radiestezyjnych na odległość przy pomocy mapy i głównie wahadełka. Chodzi tu o wykrywanie wody, złóż mineralnych, zaginionych ludzi, diagnozowanie chorób, a nawet pomaganie i szkodzenie ludziom na odległość. Trudno oczekiwać, aby tego typu podejście współczesna nauka traktowała poważnie i aby mogło się ono stać przedmiotem badań fizycznych.
W bogatej literaturze różdżkarskiej, wydawanej np. przez Wielkopolskie Stowarzyszenie Różdżkarzy i inne lokalne związki radiestetów, mówi się o tym, że możliwe jest wykrywanie tzw. żył wodnych, złóż różnorodnych minerałów, zagubionych przedmiotów i ludzi, diagnozowanie chorób, określanie przydatności i dawkowania leków, dokonywanie pomiaru ciśnienia krwi bez użycia aparatury medycznej, itp.
Praca w terenie wykonywana jest przez radiestetów za pomocą różdżki. Istnieje kilka odmian różdżek, z których najbardziej znana ma kształt rozwidlonej gałęzi. Obecnie stosuje się często różdżki wykonane z drutu stalowego z rękojeściami o łącznej długości od 30 do 40 cm. W niektórych przypadkach stosuje się również wahadełko, czyli ciężarek zawieszony na nitce, ważący od kilku do stukilkudziesięciu gramów. Na temat posługiwania się tymi przyrządami istnieje rozległa literatura o rozmaitym poziomie kompetencji. Teoria radiestezji jest tam zazwyczaj bardzo rozbudowana, jednak główny nacisk kładzie się na doświadczenie, podając sporo fascynujących przykładów osiągnięć radiestetów graniczących wręcz z cudami. Autorzy operują wieloma pojęciami naukowymi, zwłaszcza tymi najnowszymi, ujawniając niejednokrotnie zasadnicze luki w swym wykształceniu. Miałem okazję osobiście zapoznać się z literaturą, jak również uczestniczyć w wielu wykładach i prelekcjach popularyzujących radiestezję. Spotkałem tam sporo ludzi dobrej woli, ale również wielu szarlatanów zdradzających objawy wręcz schizofrenii. Ci ostatni, wykorzystując ludzką naiwność i chęć ratowania zdrowia za wszelką cenę, zapewniają, że znają rozwiązania wielu tajemnic z tej dziedziny. Ciągną przy tej okazji krociowe zyski ze swej działalności. Często też, zupełnie bezpodstawnie, stwierdzają występowanie wyimaginowanych chorób, zwłaszcza raka, powodując u badanych nieuzasadniony niepokój i przyjmowanie niepotrzebnych lekarstw.
Tajemnicze ,,żyły wodne''
Ludziom sugeruje się istnienie tajemniczych "żył wodnych" wysyłających promieniowanie szkodliwe, a może nawet zabójcze dla życia ludzkiego. Radiesteci utrzymują, że pod ziemią istnieje bliżej nieokreślona sieć strumyków z płynącą w nich wartko wodą. Mają one szerokość do kilkudziesięciu centymetrów i służą rzekomo do zasilania studni wodą. Jednocześnie ich szkodliwy wpływ ma sięgać najwyższych pięter naszych budynków. Sposoby wykrywania żył wodnych oraz zabezpieczenie się przed ich ponoć szkodliwym wpływem stanowią przedmiot większości publikacji radiestezyjnych oraz praktycznej działalności różdżkarzy i wahadlarzy.
1. POCZĄTEK BADAŃ
Byłem wielkim zwolennikiem radiestezji
Byłem wówczas wielkim zwolennikiem radiestezji. Moja entuzjastyczna postawa uległa zmianie dopiero po podsumowaniu rezultatów obozu naukowego w Objezierzu k/Obornik Wlkp. w roku 1981, a stała się jeszcze bardziej krytyczna po opracowaniu wyników dwóch następnych obozów naukowych: 1982r.- Gniezno i 1983r.- Strzelce Krajeńskie. Po tym ostatnim obozie, i po przeanalizowaniu wszystkich dotychczasowych wyników, zmuszeni byliśmy definitywnie zakończyć nasze badania. W sumie w terenie odbyło się 8 obozów naukowych głównie z udziałem studentów fizyki oraz członków naszej grupy badawczej. Równolegle do badań terenowych przebiegała praca doświadczalna w laboratorium i interpretacja teoretyczna wyników w naszym Zakładzie Nauczania Eksperymentu Fizycznego Instytutu Fizyki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu przy ulicy Grunwaldzkiej 6. Opracowanie wyników stanowiło temat siedmui prac magisterskich, których byłem opiekunem.
Geologia, elektrochemia, neurologia
Badacz zajmujący się radiestezją napotyka na podstawową trudność, którą stanowi brak wiarygodnych danych. Po weryfikacji dostępnych informacji z tej dziedziny należy się zapoznać z innymi dyscyplinami nauki, niezbędnymi przy wyjaśnianiu zagadnień radiestezyjnych. Ich wachlarz jest bardzo szeroki; od zagadnień geologii, elektrochemii przez fizjologię, zwłaszcza neurologię, aż do psychologii. Rozmowy ze specjalistami z tych dziedzin stanowiły dla nas źródło bardzo cennych informacji. Szukaliśmy również kontaktu z różdżkarzami zdolnymi do praktycznej weryfikacji naszych hipotez.
2. BADANIA NAD WAHADŁEM
W naszych pracach dążyliśmy do opracowania fizycznych podstaw działania instrumentów radiestezyjnych. Z dwóch tajemniczych przyrządów radiestezyjnych, jakimi są różdżka i wahadełko, na początku naszych badań zajęliśmy się tym ostatnim, ponieważ łatwiej się nim posługiwać. Trzeba było sprawdzić, jakie parametry fizyczne są tu istotne. W pierwszej kolejności badaliśmy materiał stosowany do wykonywania wahadełka. Okazało się, że pozytywne rezultaty osiągano zarówno z metalami magnetycznymi (żelazo) jak i niemagnetycznymi (mosiądz i miedź) oraz izolatorami (szkło, tworzywa sztuczne, a nawet plastelina), jak również materiałami organicznymi, np. owoc kasztanowca. Wahadlarze często używają małych wahadełek z ostrym czubkiem, zwłaszcza przy pracy z mapą, co ma dawać bardziej precyzyjne ustalenia.
Teoria wahadła
Teoria wahadła zajmuje kilka stron w każdym uniwersyteckim podręczniku fizyki. Pomijając wzory matematyczne można powiedzieć, że drgania wahadła polegają na okresowej zamianie energii ruchu (energii kinetycznej) na energię przyciągania ziemskiego (energię potencjalną). Wahadło wytrącone ze stanu spoczynku podczas wychylania lekko unosi się tracąc prędkość aż do zatrzymania ruchu, następnie opada znowu nabierając prędkości. W położeniu środkowym, najniższym, osiąga prędkość maksymalną i dalej znowu się wznosi wytracając prędkość. Jeśli do układu nie dostarczamy energii z zewnątrz, energia wahadła powoli zamienia się na ciepło, wskutek oporu stawianego przez powietrze, tarcia w nitce, na której zawieszono ciężarek, bądź tarcia w łożysku. W miarę upływu czasu, w wyniku utraty energii, drgania stają się coraz mniejsze, co w końcu powoduje zatrzymanie wahadła. Czas, w jakim wahadło z jednego skrajnego wychylenia poprzez drugie skrajne wychylenie wraca z powrotem do pierwszego nazywamy okresem wahadła, a ilość przebiegów wahadła w jednej sekundzie nazywana jest częstotliwością drgań.
Mimowolne drgania mięśni
Zawieszając skupioną w małej objętości masę na bardzo cienkiej i elastycznej nitce, minimalizujemy straty energii, osiągając wydłużenie czasu wahania. Tak dzieje się również, kiedy obrączkę zawiesić na długim kobiecym włosie, co dla wahadłującego może mieć znaczenie psychologiczne lub wręcz magiczne. Pierwsze próby posługiwania się wahadełkiem wykonywano często właśnie przy pomocy złotej obrączki zawieszonej na włosie. Pozycja ręki trzymającej wahadło jest stosunkowo męcząca, co w rezultacie powoduje zmęczenie pewnych partii mięśni i mimowolne ich drganie. Drgania mięśni powodują dostarczanie energii do układu wahadła zawieszonego na nitce, pobudzając z kolei do ruchu samo wahadło. Radiesteta obserwujący drgania wahadła może im przeciwdziałać przez ich kompensowanie ruchem ręki bądź je wzbudzać przez podtrzymywanie drgań. Konieczna tu jest obserwacja wahadła i dlatego dobre rezultaty osiąga się przy pracy z wahadłem błyszczącym. W naszych badaniach zaobserwowaliśmy też pewną prawidłowość. Zamknięcie oczu powodowało wytłumienie drgań wahadła, a osoby niewidome w ogóle nie mogły się nim posługiwać.
Okres drgań wahadła zależy bezpośrednio od długości nici. Dla wahadła o długości 25 cm okres drgań wynosi 1 sekundę. Przy wahadle 4 razy krótszym (6,25 cm) otrzymujemy dwa okresy drgań na jedną sekundę. Okres drgań jest wprost proporcjonalny do pierwiastka kwadratowego z długości nici. Badając amplitudę, czyli odległość między dwoma skrajnymi położeniami wahadła w zależności od długości nici, w czasie pomiarów przetestowaliśmy kilkadziesiąt osób. Najlepiej w ręku radiestety poruszało się wahadło o długości 5-30 cm, przy czym długości były różne dla różnych osób. Nie zaobserwowano jednak występowania jakiejś jednoznacznej zależności od długości nici. Gdyby ręka miała drgać z określoną częstotliwością, to należało się spodziewać drgań wahadła jedynie przy określonej długości nici. Tak jednak nie jest. Wskazuje to na bezpośrednią zależność ruchów wahadła od zmysłu wzroku, pozwalającego na korelowanie drgnień ręki z ruchami wahadła.
Wzmaczniacz mechaniczny
Nasze badania potwierdziły, że wahadełko jest wzmacniaczem mechanicznym o bardzo dużym wzmocnieniu (200 do 300 razy). Stwierdziliśmy to doświadczalnie. Przy takim wzmocnieniu drgnienie ręki zaledwie o 0,1 milimetra powoduje 2-3 centymetrowe wychylenie wahadła. Warto dodać, że drgnienie ręki o 0,1 milimetra jest zupełnie nieuchwytne zarówno dla różdżkarza jak i obserwatora. Zaobserwowaliśmy również, że różdżkarz wprawia wahadło w ruch nie przez jednostajne kiwanie ręką (co wydłużałoby czas rozbujania wahadełka), lecz przez serię pojedynczych drgań. Doskonale widać to gdy patrzymy na rękę radiestety a nie trzymane przez niego wahadło.
Wzór matematyczny
Dla bardziej dociekliwego czytelnika podaję, że można wyznaczyć wzmocnienie wahadła przez jego zawieszenie na sztywnym podłożu i wprowadzenie go w ruch. Liczymy ilość okresów (wahnięć w kierunku tam i z powrotem) do momentu, gdy amplituda zmaleje do wartości 1/e równej około 0,37 wychylenia początkowego. Oznaczmy tę wartość przez N. Wówczas wzmocnienie K wyniesie A x N. Możemy też liczyć wahnięcia do momentu, kiedy amplituda zmniejszy się o połowę i wówczas współczynnik wzmocnienia obliczamy ze wzoru:
gdzie N0,5 oznacza ilość okresów potrzebnych do zmniejszenia amplitudy o połowę. W naszym doświadczeniu otrzymaliśmy N = 100, co odpowiada wartości N0,5 na poziomie 70 i współczynnikowi wzmocnienia ponad 300. Jeżeli ręka drgałaby równomiernie z amplitudą np. 0,1 mm, to dopiero po 70 okresach wahadełko osiągnęłoby amplitudę 1,5 cm, czyli połowę maksymalnej wartości. Tymczasem obserwowaliśmy, że u różdżkarzy następuje bardzo szybkie osiągnięcie maksymalnej amplitudy, np. po 5-10 sekundach, czyli najwyżej kilkunastu okresach.
Poziom podświadomości
Wyobraźmy sobie dziecko siedzące na huśtawce. Jedna sekwencja pchnięć spowoduje rozbujanie huśtawki, inna może doprowadzić do wytłumienia jej ruchu. Innymi słowy pchnięcia muszą być skorelowane w czasie. Podobnie drobne drgnienia dłoni różdżkarza obserwującego wahadło mogą wzmocnić jego drgania, bądź je wytłumić. Sam proces wzbudzania niekoniecznie musi być świadomy i może zachodzić na poziomie podświadomości.
Kształty i drgania.
Zmysł wzroku odgrywa tu jeszcze jedną ważną rolę. Jak podają sami różdżkarze w swej literaturze, wahadełko odtwarza w pewnym sensie kształty, np. nad linią prostą drgania są równoległe lub prostopadłe do niej, a nad kołem - kołowe. W przypadku nożyczek nad rękojeściami zaobserwujemy drgania kołowe, a drgania proste - nad ostrzem. Przy kształtach nieregularnych wahadełko w ręku różdżkarza zatrzymuje się. Efekt ten wykorzystuje się przy konstruowaniu tzw. odpromienników, mających zniwelować szkodliwe wpływy tzw. żył wodnych. Kształty odpromienników są bardzo często nieregularne. Układając w tzw. miejscu zapromieniowanym, np. kłębek drutu (chodzi tu raczej o kształt, a nie metal) obserwuje się zatrzymanie wahadełka, co według różdżkarza ma świadczyć o zniwelowaniu szkodliwego promieniowania. Jednocześnie należy pamiętać, że sam kształt takiego odpromiennika jest zbyt skomplikowany, by ruchy wahadełka mogły odtworzyć jego zarys. Według mnie, działanie odpromienników ogranicza się wyłącznie do wspomnianego aspektu psychologicznego.
Mechanizm kompensacji
Wykonajmy pewien eksperyment. Spróbujmy utrzymać ołówek na czubku palca w pozycji pionowej. W tym celu musimy wykonywać drobne korekcyjne ruchy dłonią, zapobiegające spadaniu ołówka. Mózg człowieka posiada zakodowany odpowiedni program umożliwiający wykonanie takiego przedsięwzięcia. Jest on jednak dostosowany do bryły sztywnej. Natomiast różdżka, czy też wahadełko, które są wzmacniaczami mechanicznymi, powodują pewne przekompensowanie. Zamiast utrzymać wahadełko w pozycji nieruchomej, inicjujemy jego drgania (czy też drgania czubka rożdżki). Nasz mózg daje się niejako oszukać przez nietypowe dla niego zachowanie. Jest to mechanizm kompensacji.
3. BADANIA NAD RÓŻDŻKĄ
Drugim przyrządem radiestezyjnym jest różdżka. Dawniej posługiwano się sprężystą gałęzią o kształcie rozwidlonym. Współcześni różdżkarze stosują najczęściej różdżkę z drutu stalowego o długości 30-40 cm z mosiężnymi rękojeściami o długości około 10 cm. Czubek łączący oba druty jest błyszczący i również wykonany z mosiądzu. Różdżka trzymana jest w taki sposób, aby jej rękojeści znalazły się możliwie dokładnie w linii prostej. Powstaje w ten sposób dźwignia o dużej przekładni, przy czym sprężystość materiału może powodować złudzenie, że różdżka wykonuje samoistne drgania. Znajduje się ona w równowadze nietrwałej. W pewnych sytuacjach może dochodzić nawet do trzydziestokrotnego wzmocnienia drgnięcia ręki trzymającej różdżkę. Przy odpowiednim skręceniu rąk możemy zaobserwować tzw. wybicie różdżki, kiedy błyszczący czubek przemieszcza się gwałtownie w górę lub w dół. Mamy tu również do czynienia z mechanizmem kompensacji, który został omówiony wyżej. Literatura różdżkarska zaleca początkującym adeptom takie trzymanie różdżki, by jej czubek wskazywał linię horyzontu, podczas gdy łokcie powinny być mocno przyciśnięte do klatki piersiowej. Jeśli się zastanowić, to staje się jasne, że w miarę oddychania i poruszania się klatki piersiowej, przyciśnięte łokcie będą się również poruszały. Obserwowany czubek zacznie więc wykonywać drgania, które mózg będzie się starał skompensować. Musimy również uwzględnić możliwość występowania niekontrolowanych drgań zmęczonych mięśni. Rezultatem takiego procesu może być subiektywne wrażenie, że różdżka wykonuje samoistne ruchy. W naszych badaniach zajęliśmy się również innymi rodzajami różdżek, łącznie z chętnie stosowaną różdżką jednoramienną, tzw. hiszpańską. Badania wykazały, że wszystkie one są wzmacniaczami mechanicznymi, o prawie trzydziestokrotnym stopniu wzmocnienia.
Teoretycznie możliwe jest nawet jeszcze większe wzmocnienie, ale w praktyce tylko takie udawało się nam uzyskać. Wcześniej wspomniałem o związku między kształtem badanego przedmiotu a ruchami wykonywanymi przez wahadło. Podobny mechanizm daje się zaobserwować przy posługiwaniu się różdżką. Jeden ze znajomych różdżkarzy wyznał, że kiedy nie bardzo wie, gdzie się znajduje tzw. żyła wodna, to najczęściej lokalizuje ją pod środkiem drogi, wzdłuż jej osi. Występuje tu więc swoisty punkt lub kierunek odniesienia (np. droga czy miedza), sugerujący różdżkarzowi pewne zachowania. Podobne reakcje zaobserwowałem i u innych różdżkarzy.
Rozpoczęcie badań nad różdżką i wahadełkiem było możliwe dzięki postawieniu hipotezy roboczej, której autorem był piszący te słowa. Wysunąłem przypuszczenie, że różdżkarz reaguje na pole elektryczne niskiej i bardzo niskiej częstotliwości. Wiadomo, że między ziemią a jonosferą istnieje stałe pole elektryczne o natężeniu około 100 V/m. Drgająca powierzchnia wody w otwartych zbiornikach wodnych może być przyrównana do drgającej okładki kondensatora. Drgania wody powinny więc wytwarzać zmienne pole elektryczne. Udało się je rzeczywiście wykryć nad powierzchnią jeziora przy pomocy czułej aparatury konstrukcji mgr Romana Smuszkiewicza. W miarę kontynuowania badań doszedłem do wniosku, że stałe pole elektryczne pod ziemią jest miliony miliardów razy mniejsze od pola między ziemią a jonosferą. Wynika to z porównania przewodnictwa elektrycznego ziemi i powietrza. Zatem generowanie zmiennego pola elektrycznego przez płynące wody podziemne praktycznie nie zachodzi ze względu na znikome wartości stałego pola elektrycznego. Jednocześnie faktyczny mechanizm przepływu wody pod ziemią, polegający na powolnym jej sączeniu (zaobserwowaliśmy prędkość 10 - 20 cm na dobę - na obozie w Strzelcach Krajeńskich w 1983 roku), znacznie się różnił od modelu, jaki sobie wyobrażałem przez pierwszych kilka lat. Skoro nie mamy tu do czynienia z intensywnym falowaniem powierzchni sączącej się wody, a stałe pole elektryczne jest właściwie znikome, to praktycznie nie można mówić o generowaniu pod ziemią, przy pomocy tego właśnie mechanizmu, jakiegoś sygnału stanowiącego efektywny nośnik informacji odbieranej przez różdżkarza. Do postawienia hipotezy o wrażliwości organizmu ludzkiego na pola elektromagnetyczne niskiej i bardzo niskiej częstotliwości przyczynił się również fakt, że częstotliwość impulsów nerwowych, dzięki którym mózg kontaktuje się z całym ciałem, mieści się w granicach od zera do 100, czy 200 impulsów na sekundę. Wyobrażałem sobie, że drobne zakłócenia przebiegających impulsów są odbierane przez organizm radiestety i mogą wyzwalać reakcję wahadełka czy różdżki. Zaczęliśmy wobec tego badać wpływ na organizm ludzki pola o częstotliwości od kilku Hz (1Hz = jedno drganie na sekundę) do kilku tysięcy Hz. Przykładane napięcia były bardzo małe i nie przekraczały nawet poziomu napięcia impulsu nerwowego (0,07 V). Wpływowi pola elektrycznego poddawaliśmy rękę, bądź inne części ciała radiestety. Celem eksperymentów było ustalenie wrażliwości różdżkarza na poszczególne częstotliwości i w konsekwencji stwierdzenie istnienia oraz zlokalizowanie poszukiwanego przez nas tzw. "szóstego zmysłu" radiestezyjnego.
Sugestia i autosugestia
W warunkach laboratoryjnych udało się nam stworzyć model sztucznej żyły wodnej. Tak nam się przynajmiej wtedy wydawało na podstawie eksperymentów przeprowadzonych zarówno ze znajomymi różdżkarzami jak i z członkami naszej ekipy. Dzięki temu mogliśmy przejść do badań bardziej szczegółowych. Wyniki tej fazy badań zostały ogłoszone w miesięczniku "Problemy" z sierpnia 1976, w artykule pod tytułem: Człowiek detektorem pól elektromagnetycznych bardzo niskich częstotliwości". Dziś, z perspektywy czasu, uważam, że w ówczesnych badaniach nie uwzględniono bardzo istotnego czynnika, jakim jest wpływ sugestii i autosugestii na otrzymywane rezultaty. Przyroda nie oszukuje i nie podlega sugestii. Nasze badania zakładały więc podejście raczej przyrodnicze niż psychologiczne. Człowiek był tu traktowany podobnie jak przyrząd pomiarowy służący do odczytywania fizycznych wskazań. Osoby poddane eksperymentom informowaliśmy o częstotliwości przykładanego im napięcia, wprowadzając tym samym element nieobiektywnej sugestii.
Upadek hipotezy
Uświadomienie sobie wagi czynnika sugestii następowało stopniowo. Najpierw zaskoczeniem dla nas był fakt rzekomego reagowania radiestety na bardzo niskie natężenia pola elektromagnetycznego. Chodziło o natężenia leżące znacznie poniżej poziomu otaczającego nas pola elektrycznego i magnetycznego generowanego przez przewody sieci elektrycznej o częstotliwości 50 Hz znajdującej się w budynku. Na naszej aparaturze obserwowaliśmy reagowanie osób badanych na znacznie słabsze pola o tej samej częstotliwości.
Natężenie pola elektromagnetycznego o częstotliwości 50 Hz wynosiło w pokoju np. 100 V/m, a pole przykładane do lewej dłoni różdżkarza nie przekraczało wartości 1 V/m. Starałem się wtedy ratować pierwotną hipotezę przez wprowadzenie dodatkowych założeń. Dzisiaj wiem jednak, że były to pierwsze sygnały załamywania się hipotezy, których wówczas nie chciałem dokładniej analizować.W ciągu roku przebadaliśmy w naszym laboratorium około 200 osób. Uzdolnienia radiestezyjne stwierdziliśmy u ok. 30 % badanych.
W poszukiwaniu żył
Podczas naszego pierwszego obozu radiestezyjnego w okolicach Leszna Wielkopolskiego staraliśmy się wyszukiwać w terenie tzw. żyły wodne przy pomocy metod radiestezyjnych. Wiedzieliśmy już z literatury, że tzw. żyła wodna nie emituje sygnałów możliwych do zbadania przyrządami pomiarowymi, a przynajmniej jak dotąd nikomu nie udało się wykryć takiego sygnału. Doszliśmy do wniosku, że może to być sygnał ukryty w "szumach". Takimi szumami w terenie są brzęczenia sieci energetycznej, tzn. częstotliwość 50 Hz i jej harmoniczne (wielokrotności tej częstotliwości).
Początkowo do poszukiwań sygnału tzw. żyły wodnej stosowaliśmy magnetofon kasetowy. W terenie, gdzie różdżkarz stwierdził występowanie zjawiska tzw. żyły wodnej, wbijaliśmy w ziemię dwie elektrody wzdłuż osi żyły i łączyliśmy je przewodami z gniazdem wejściowym wzmacniacza magnetofonu. Następnie uruchamialiśmy zapis magnetofonowy rejestrując sygnał akustyczny. Po podłączeniu do gniazda głośnikowego długiego przewodu układaliśmy go na terenie, według opinii różdżkarzy, wolnym od tzw. zapromieniowania. Tam odtwarzaliśmy zapisany na taśmie sygnał i obserwowaliśmy zachowanie różdżkarzy. Nad naszym przewodem elektrycznym ich wahadełka i różdżki reagowały identycznie jak nad żyłą wodną. Niestety, wcześniej informowaliśmy uczestników eksperymentu o fakcie uruchomienia magnetofonu, zamiast testować ich zdolność do ustalenia, czy magnetofon w danej chwili pracuje.
W tej fazie badań kierowaliśmy się wyłącznie opinią radiestetów, którzy potwierdzali w terenie występowanie tzw. żył wodnych. Skromny budżet naszych badań nie przewidywał finansowania prac związanych z wierceniami geologicznymi, a wyłącznie one mogłyby potwierdzić lub też wykluczyć istnienie żyły wodnej w miejscu wskazywanym przez różdżkarza. Stąd kierowaliśmy się opiniami kilku różdżkarzy, którzy byli zgodni, że w konkretnym miejscu występuje tzw. żyła wodna. Drobne różnice w ich odczytach tłumaczyliśmy sobie niejednakową wrażliwością organizmu różdżkarzy na odbierany sygnał. Jednocześnie pozwalaliśmy im na wzajemne kontaktowanie się w czasie pracy, co, jak się okazało, nie pozostało bez wpływu na uzgadnianie wyników. W takim przypadku decyduje bowiem autorytet szefa grupy lub bardziej doświadczonego różdżkarza, któremu reszta na ogół bezwiednie podporządkowuje się.
Sztuczna żyła wodna
Wracając do kwestii nagrań magnetofonowych: dokonywaliśmy ich także w terenie, gdzie według opinii różdżkarzy nie ma tzw. żyły wodnej. Nasi koledzy akustycy analizowali szczegółowo oba sygnały, lecz nie znaleźli żadnych widocznych róźnic. Były one identyczne. Obserwacje na oscyloskopie skłaniały do przypuszczeń, że jedyne różnice mogą występować w samym kształcie przebiegu sygnału. Dziś jest dla mnie oczywiste, że magnetofon kasetowy zupełnie nie nadawał się do prowadzonych badań, ze względu na ograniczony zakres przenoszonego pasma, co w konsekwencji powodowało znaczną deformację przebiegów obserwowanych na ekranie oscyloskopu.
Badanie sygnału tzw. żył wodnych wiązało się z koniecznością wyjazdów w teren. Ze względu na uciążliwości częstego przenoszenia naszej specjalistycznej aparatury laboratoryjnej postanowiliśmy sztucznie symulować kształty przebiegów towarzyszących efektowi żył wodnych i analizować ten sygnał w warunkach laboratoryjnych. Testowani różdżkarze znali oczywiście cel naszych badań i wiedzieli, czego od nich oczekujemy. W końcu metodą prób i błędów wykonaliśmy układ pojemnościowo - oporowy z diodą zasilany generatorem. Miał on działać podobnie jak nagrany sygnał żyły wodnej z magnetofonu kasetowego.Tak samo wprowadzaliśmy prąd elektryczny do rozłożonego w terenie lub laboratorium przewodu, który przez radiestetów rozpoznawany był jako tzw. żyła wodna.W rezultacie badań doszliśmy do wniosku, że poszukiwany przez nas sygnał tzw. żyły wodnej nie daje się wyodrębnić z "szumów" przy pomocy posiadanej przez nas aparatury. Należało więc podejść do zagadnienia niejako z drugiej strony. Chcieliśmy utworzyć sztucznie odpowiedni sygnał przypominający możliwie wiernie sygnał emitowany przez tzw. żyłę, by w ten sposób pośrednio zorientować się, co właściwie wysyła sama żyła wodna. W trakcie badań powstawały i upadały coraz to nowe hipotezy. Wśród wielu możliwych braliśmy pod uwagę również wyżej wspomnianą hipotezę zmiany kształtu sygnału, nie wykluczaliśmy też hipotezy lokalnie przesuwającego się pola i wielu innych. Każda z hipotez wymagała podbudowy fizycznej i mozolnych obliczeń, które tu pominę.
Płynie czy nie płynie?
Innym żródłem zdobywania informacji był eksperyment związany z wykrywaniem wody płynącej z kranu przez rurkę przy pomocy wahadełka. Stosowaliśmy rurki szklane, plastykowe, metalowe czy nawet na przemian: plastykowe i metalowe. Naszym celem było stwierdzenie, kiedy płynąca woda oddziałuje na radiestetę, a kiedy nie. Zauważyliśmy wtedy zjawisko wówczas zupełnie dla mnie niezrozumiałe. Jeśli woda płynąca przez szklaną rurkę zawierała widoczne przez szkło bańki powietrza, za każdym razem wahadełka reagowały mocniej. Dziś rozumiem, że eksperymentatorzy orientowali się w ten sposób, że woda faktycznie płynie. Kiedy natomiast rurkę wykonaną z plastyku umieściliśmy pod blatem stołu, to wystąpiły trudności z jej lokalizacją i to mimo że taka sama rurka położona na stole z przepływającą przez nią wodą wywołuje wyraźną reakcję różdżkarzy. Wystarczała prędkość przepływu 1 do 2 litrów wody na godzinę. Ponadto, przy badaniu żył modelowanych przez układ elektroniczny zdarzały się nam pomyłki w podłączeniu przewodów. Ku mojemu zdumieniu nawet w sytuacji, kiedy w układzie nie mógł płynąć prąd z powodu błędnego połączenia, wahadełka wskazywały na obecność tzw. żyły wodnej modelowanej elektrycznie. Sugerowało to wyraźnie, że różdżkarz oczekujący efektu żyły wodnej działa pod wpływem sugestii i autosugestii. Dopiero kiedy poinformowałem go, że osobiście stwierdziłem przerwę w układzie elektrycznym, jego wahadełko zatrzymywało się. Nie pamiętam przypadku, aby którykolwiek różdżkarz samodzielnie wykrył błąd w połączeniu układu elektrycznego.
Pętla elektryczna
W roku 1978 zaczęliśmy nową serię eksperymentów, stosując metodę kompensacyjną. Wyniki zdawały się być bardzo obiecujące. W jednym z pomieszczeń budynku, gdzie różdżkarze stwierdzali występowanie efektu żyły wodnej, rozciągaliśmy pętlę wykonaną z przewodu elektrycznego. Następnie pętlę zwieraliśmy przy pomocy regulowanego rezystora i kondensatora. Dobierając odpowiednio rezystancję i pojemność (stała czasowa dla 50 Hz - co jest częstotliwością sieci energetycznej), dążyliśmy do sytuacji, w której różdżkarz informował nas o stwierdzeniu zaniku efektu żyły wodnej. Można tu zadać pytanie dlaczego dostrajaliśmy pętle do częstotliwości sieci energetycznej 50 Hz i co wspólnego ma ona z radiestezją. Przecież różdżkarze działali na długo przed tym zanim pobudowano pierwszą linie energetyczną, czy nawet przeprowadzono pierwsze doświadczenia z prądem. W owym czasie sądziliśmy, że różdżkarz działa przez porównanie pola elektromagnetycznego występującego powszechnie w środowisku (pola tła) z lokalną jego deformacją wywołaną przez żyłę wodną. Pole tła istniało zawsze. Powodowane one było choćby wyładowaniami atmosferycznymi czy zjawiskami zachodzącymi w jonosferze itp. Dziś największy przyczynek do pola tła wnosi właśnie sieć energetyczna. W czasie badań rozciągaliśmy naszą pętlę wokół całego budynku lub też wokół rzekomo zapromieniowanych obszarów na terenie otwartym. Metoda kompensacyjna wydawała się bardzo obiecująca. Pozwalała na wykonywanie pomiarów ilościowych, których dokładność wydawała się wzrastać z dnia na dzień. Wszyscy byliśmy zafascynowani naszymi wynikami, a zwłaszcza wysoką dokładnością jaką osiągaliśmy przez zbliżanie się do punktu zerowego, czyli wygaszenia efektu żyły wodnej. Wydawało się nam, że zbliżamy się do wyjaśnienia tajemnicy charakteru promieniowania tzw. żyły wodnej i wkrótce będziemy mogli zastosować nasze odkrycie do zabezpieczania stosunkowo rozległych obszarów przed szkodliwym promieniowaniem. W tym samym czasie zacząłem otrzymywać sporo telefonów z propozycją opatentowania metody. Zdawałem sobie sprawę, że jest na to zbyt wcześnie. Dotychczasowe rezultaty nie pozwalały wytłumaczyć wszystkich niejasności i wskazywały na konieczność kontynuowania naszych badań.
Sprzeczne wyniki badań
W końcu 1980 roku, na jednym z obozów naukowych, udało się przetestować naszą metodę na dwóch niezależnych grupach różdżkarzy. Zamiast oczekiwanej jednej wartości oporu, przy której następowała kompensacja oddziaływania tzw. żyły wodnej, otrzymaliśmy kilka zupełnie różnych wartości. W miarę prowadzenia badań pojawiało się ich coraz więcej i więcej. Takie rezultaty podważyły wiarygodność tej metody. Cała sprawa wskazywała wyraźnie na sugestie i autosugestie. Ponadto po dokładniejszej analizie badanego zjawiska doszedłem do wniosku, że zachodzą tu sprzeczności z prawami fizyki. Po pierwsze dokładność pomiarów była tysiące razy większa od chwilowych wahań częstości sieci energetycznej, z którą pozornie była związana. Po drugie energia pola elektromagnetycznego wytwarzanego przez naszą pętlę była miliardy razy mniejsza niż energia pola wytworzonego przez prąd zmienny w otaczającej nas sieci energetycznej. Badany różdżkarz musiałby więc wykazywać niewyobrażalną umiejętność selektywnego wyodrębnienia sygnału naszej pętli z miliardy razy silniejszego tła. W kilka lat po zaprzestaniu badań z naszą pętlą kompensacyjną dowiedzieliśmy się ku naszemu zdumieniu, że trafiła ona do seryjnej produkcji. Zajęła się tym bez naszej wiedzy i zgody pewna poznańska spółdzielnia, oferując urządzenie jako uniwersalny odpromiennik i zarabiając na jego rozprowadzaniu spory majątek.
Płynie w lewo czy w prawo?
Jednym z aspektów badanych w naszych eksperymentach była zdolność określania kierunku przepływu wody. Radiesteci twierdzą, że potrafią go określić w tzw. żyle wodnej przy pomocy wahadełka. Sprawdzaliśmy reakcję wielu osób i to zarówno na wodę płynącą przez rurkę plastykową bądź szklaną, jak i na nasze symulatory. O niektórych wspomniałem już wyżej. Jednym z pierwszych był postawiony pionowo magnetofon kasetowy. Jego silnik wytwarza podczas pracy wirujące pole magnetyczne, uwzględniane w jednej z hipotez efektu towarzyszącego tzw. żyle wodnej. Osobiście byłem świadkiem ok.20 rodzajów reakcji nad i obok występującej tzw. żyły wodnej. Ruchy wahadła mogły być koliste, w kierunku lewo i prawo; odbywały się też w płaszczyźnie nachylonej do żyły pod różnymi kątami, a nawet po obracającej się elipsie, tworzącej rozetę podobną do orbity, po której porusza się planeta Merkury.
Po pewnym czasie w naszej grupie badawczej ukształtował się pewien określony rodzaj drgań wahadełka w płaszczyźnie równoległej do osi tzw. żyły wodnej i - w miarę zbliżania się do jej krawędzi - ruchy wirowe, tak jakby płynąca woda je obracała. Dzięki temu można było określić kierunek przepływu wody. Taka reakcja występowała u szefa grupy prof. Szydłowskiego. Początkowo jedna z osób, mgr Ogórkiewicz - Szulczewska, obserwowała u siebie przeciwny kierunek wirowania wahadełka niż u prof. Szydłowskiego. W miarę upływu czasu zaobserwowaliśmy u niej identyczny kierunek wirowania wahadełka jak u szefa grupy i całej reszty. Reakcje te występowały nie tylko nad płynącą wodą ale również nad naszymi symulatorami, które na ogół wytwarzały albo wirujące pole magnetyczne (jak w przypadku silniczka), albo przesuwające się wzdłuż listwy z odpowiednimi cewkami czy elektrodami pola elektryczne względnie magnetyczne.
Na wiosnę roku 1981 prof. Szydłowski zademonstrował w mojej obecności nowy efekt. Wyobraźmy sobie symulator lub rurkę z wodą na tarczy zegara z możliwością obracania ich wokół osi (jak w przypadku wskazówek zegara). Przy symulatorze ułożonym na osi 12 - 6 wahadełko stoi i nie pozwala określić kierunku teoretycznie przepływającej wody. Między godziną 12 a 3 udawało się wyznaczyć kierunek przepływającej wody zgodnie z faktycznym. Na osi 9 - 3 wahadełko zatrzymywało się. Przy dalszym obracaniu symulatora, w przedziale między godziną 3 a 6, wahadełko wirowało w kierunku przeciwnym do kierunku płynącej wody. Na osi 6 - 12 znowu obserwowano zatrzymanie wahadełka i wirowanie zgodne z kierunkiem przepływającej wody w przedziale między godziną 6 a 9. Na osi 9 - 3 miało miejsce kolejne zatrzymanie wahadełka i kolejna zmiana jego kierunku wirowania. Zatrzymanie wahadełka następowało regularnie co 90 o. Efekt ten komplikował wprawdzie określanie kierunku przepływu wody, ale dawał wielkie nadzieje statystycznego opracowania wyników w przyszłości i udowodnienia w sposób naukowy zjawiska radiestezji.
Chaos wirowania
Wiele się spodziewałem po obozie naukowym zorganizowanym
w roku 1981 koło Obornik Wielkopolskich. Sądziłem, że przebadamy kolejno
uczestników, z których każdy miał za zadanie wyznaczyć przy pomocy kompasu
strefy, w których możliwe jest wykrycie płynącej wody, a przede wszystkim
te kierunki kompasowe, przy których reakcja zanika a pozorny kierunek płynącej
wody zmienia się na przeciwny. Gdyby wyniki były zgodne, to nie tylko w
sposób naukowy udowodnilibyśmy zjawisko różdżkarstwa, ale również można
by było powiązać je z polem magnetycznym Ziemi lub z polem elektrycznym
czy magnetycznym sieci energetycznej. Uczestnicy poddawani ścisłej kontroli
i pozbawieni kontaktu ze sobą zaczęli jednak otrzymywać coraz to inną liczbę
kierunków zaniku reakcji wahadełka. Ku naszemu zdumieniu jedna z osób stwierdziła
nie cztery, lecz pięć takich kierunków. Wówczas jeszcze nie zwróciłem uwagi,
że o takim efekcie literatura radiestezyjna zupełnie nie wspomina. Kiedy
jeden z uczestników obozu, zapalony radiesteta, zademonstrował zmianę kierunku
wirowania wahadełka przy zmianie ułożenia listwy na "tarczy zegara" co
2,5o (tzn. przy zmianie położenia o najmniejszą
działkę na kompasie) zrozumiałem, że doświadczenie to cechuje się brakiem
powtarzalności i jako takie nie spełnia warunków eksperymentu naukowego.
W miarę prowadzonych badań jeden kierunek przepływu wody rozszerza się
w sposób niewytłumaczalny na cztery różne możliwości (co 90o),
a następnie rozmywa się na 144 alternatywne kierunki. Podobnie zaczęły
się gmatwać nasze wyniki badań kompensacji efektu żyły wodnej. Taka kontrowersyjność
otrzymywanych rezultatów musiała wpłynąć zasadniczo na mój stosunek do
radiestezji.
Wyniki wskazywały też na wyjątkową podatność różdżkarzy
na sugestię i autosugestię. Przy kolejnych badaniach zadbaliśmy więc o
wykluczenie możliwości kontaktowania się uczestników eksperymentu między
sobą. Okazało się, że przy takim zaostrzeniu kontroli otrzymywane wyniki
prezentowały całkowitą dowolność i przypadkowość.
Nieudana mapa żył wodnych
W 1983 roku na obozie naukowym w Strzelcach Krajeńskich zadaniem kilkunastu uczestników było zbadanie identycznego obszaru i zaznaczenie wszystkich wykrytych tzw. żył wodnych na planie terenu. Każdy z uczestników obozu przechodził tę samą, ustaloną trasę. Naniesione przez nich na plan punkty reakcji rozmieszczone były z jednakową gęstością, bez jakichkolwiek wyróżnionych obszarów. Zupełny brak pozytywnego efektu potwierdza tym samym całkowitą przypadkowość odczytu. Inne próby wyznaczania przebiegu żył wodnych w pomieszczeniach lub w terenie także kończyły się niepowodzeniem, ale ta w Strzelcach Krajeńskich przeprowadzona była na największą skalę.
Hipoteza zmian wilgotności i temperatury
W trakcie naszych badań analizowaliśmy zarówno własne jak i cudze hipotezy związane z różdżkarstwem. W znanym tygodniku "Przekrój" znaleźliśmy artykuł autorstwa H. Radwanowskiego doktora nauk technicznych z Politechniki Warszawskiej pt: "O niektórych cechach żył wodnych", podający zestaw zjawisk mających towarzyszyć występowaniu tzw. żył wodnych. Zgodnie z sugestią autora artykułu analizowaliśmy wilgotność terenu (miała być zwiększona) i temperaturę (miała być podwyższona o kilka dziesiątych stopnia). Nasze badania nie wykazały jednak żadnych znaczących różnic w tym zakresie.
Hipoteza anomalii pola magnetycznego
Z kolei francuski geofizyk Ives Rockard sugerował w swych artykułach, że nad płynącą wodą mają występować anomalia ziemskiego pola magnetycznego. Uważał, że stały prąd elektryczny, powstający na skutek ruchu wody i tarcia cząsteczek wody o podłoże, generuje bardzo słabe pole magnetyczne. Podał również sposób wytworzenia takiej anomalii sztucznie przy pomocy stałego prądu elektrycznego. W tym celu budował bramkę o wymiarach 2m x 1m, przez którą przechodził różdżkarz. Powtórzyliśmy jego eksperyment, nie otrzymując jednak żadnego statystycznie znaczącego rezultatu. W naszej próbie uczestniczyło kilkanaście osób. Zajęliśmy się też samym efektem elektrokinetycznym odpowiedzialnym za wytworzenie prądu stałego na skutek tarcia cząsteczek wody o podłoże. Zarówno rozważania teoretyczne, jak i pomiary wykazały, że wspomniane zjawisko nie może być odpowiedzialne za efekt różdżkarski. Szczegóły w tym miejscu pomijam.
Hipoteza fali 21 centymetrowej
Kolejna hipoteza zaproponowana przez różdżkarzy zakładała, że woda wypromieniowuje falę elektromagnetyczną o długości 21 centymetrów, którą potrafią oni wyczuć. Zwolennikiem tej hipotezy był nieżyjący już prof. Wilhelm Rotkiewicz z Politechniki Warszawskiej (konstruktor pierwszego produkowanego w Polsce po wojnie radioodbiornika Pionier). Utrzymywałem z nim stały kontakt aż do jego śmierci. W warunkach wysokiej próżni, (np. kosmicznej), wodór jednoatomowy faktycznie wysyła promieniowanie o długości fali 21,1 cm, co potwierdzają astrofizycy. Trudno się jednak spodziewać takiego promieniowania w warunkach ziemskich, gdzie gazowy wodór występuje w postaci dwuatomowej czy też wchodzi w skład bardziej złożonych związków. Interesujący nas wodór jednoatomowy można uzyskać laboratoryjnie przez poddanie wody bardzo złożonym procesom i można wykluczyć, aby odpowiednia sekwencja reakcji chemicznych mogła zachodzić samoistnie w wodzie sączącej się pod ziemią. Idąc jednak tym tropem, dzięki uprzejmości Politechniki Warszawskiej, wypożyczyliśmy generator klistronowy do eksperymentów z bardzo krótkimi falami. Badania prowadziliśmy na obozie naukowym w 1978 roku. Negatywne wyniki potwierdziły nasze przypuszczenia.
Legendy różdżkarskie
Próbowaliśmy też weryfikować inne stwierdzenia lansowane przez podręczniki radiestezyjne. Jeśli chodzi o roślinność, która rzekomo upodobała sobie tereny zapromieniowane, to literatura różdżkarska prezentuje tu pewną dowolność, a niekiedy nawet niezgodności. Natomiast lansowane szeroko przekonanie o upodobaniu kotów do spania na miejscach zapromieniowanych, a unikaniu tych miejsc przez psy, należy zaliczyć do legend różdżkarskich. Niechęć psów do wyboru tych samych legowisk, na których śpią koty, da się wyjaśnić w sposób zupełnie prozaiczny. Skoro psy charakteryzują się dobrym węchem, to trudno sobie wyobrazić, aby normalny pies chciał spać na miejscu, gdzie mógłby wyczuć zapach kota. Nikt też nie przeprowadził wiarygodnych badań w tym zakresie przez poszukiwanie wody mającej rzekomo występować pod legowiskiem kota przy pomocy np. wierceń geologicznych. Inne hipotezy, dotyczące tzw. żył wodnych i ich promieniowania, miały tak fantastyczne uzasadnienia, że nie warto się nimi tu zajmować.
Wiercenie w ziemi
Zasadniczą trudność stanowi potwierdzenie występowania w terenie tzw. żyły wodnej środkami bardziej obiektywnymi niż tylko opinia różdżkarza. Ponieważ sprawa dotyczy tworów znajdujących się pod ziemią, możemy albo uwierzyć różdżkarzowi, albo spróbować zweryfikować jego opinię przez wiercenia. Przy okazji trzeba dodać, że nawet stwierdzenie wody w wykonanym odwiercie nie mówi nic o jej zachowaniu pod ziemią. Należałoby więc kontynuować analizę: czy nie jest to przypadkiem woda stojąca, a jeśli płynie, to z jaką prędkością i w jakim kierunku? Wszystkie te analizy są bardzo kosztowne, lecz niezbędne dla obiektywnej weryfikacji teorii występowania tzw. żył wodnych. Właśnie w tym celu, już pod koniec programu naszych badań, zakupiłem z własnych funduszy komplet wierteł geologiczno - inżynieryjnych, firmy Jan Szkurłat z Miłosnej pod Warszawą. Były to świdry ręczne i umożliwiały odwiert do 7 m głębokości. W poszukiwaniu tzw. żył wodnych wykonaliśmy ponad 100 wierceń sprawdzających wskazania różdżkarzy i nawet w miejscach określanych przez nich jako pewne nie natrafiliśmy na strukturę choćby zbliżoną do żyły wodnej (poza jedną może specyficzną strukturą w okolicach Leszna).
W naszych badaniach stosowaliśmy również metodę elektromagnetycznego poszukiwania tzw. żył wodnych przy pomocy prądów zmiennych już istniejących lub generowanych przez nasze urządzenia. Za pomocą tej metody także nie otrzymaliśmy wyników, które mogłyby wskazywać na ich istnienie. Jedynym pozytywnym rezultatem badań było udoskonalenie metody elektrooporowej w jej zastosowaniu do wykrywania obiektów archeologicznych, nad czym pracuję obecnie.
Podsumowanie badań:
Badania nad różdżkarstwem i wahadlarstwem prowadziłem od jesieni 1974 roku do lipca 1983. W tym czasie zorganizowaliśmy 8 obozów naukowych. Cztery w okolicach Leszna Wlkp, jeden w Pieninach, jeden w okolicach Obornik Wlkp, jeden w okolicach Gniezna i ostatni w Strzelcach Krajeńskich. Opiekowałem się siedmioma pracami magisterskimi, prowadziłem doświadczenia z różdżkarzami na obozach i w laboratorium oraz w mieszkaniu prywatnym. Mój początkowy entuzjazm i zaangażowanie musiały jednak ustąpić wobec jednoznacznie negatywnych wyników naszych eksperymentów. Obecnie moje stanowisko wobec wiarygodności wskazań podawanych przez różdżkarzy jest stanowczo krytyczne. Co więcej, uważam, że brak też podstaw do kontynuowania dalszych badań. Tym niemniej negatywne wyniki są przecież konkretnymi wynikami i dlatego twierdzę, że nie zmarnowałem czasu przez te wszystkie lata. Jak sądzę, rezultaty osiągnięte przez nasz zespół badawczy pozwalają na całkowite odrzucenie wielu bałamutnych twierdzeń współczesnej literatury różdżkarskiej.
Są one rezultatem wieloletnich badań, studiowania naukowej literatury poświęconej tym problemom, wielu dyskusji w gronie specjalistów z różnych dziedzin nauki, a także własnych przemyśleń i interpretacji uzyskanych wyników eksperymentalnych.
Tort, a nie naczynie krwionośne
Występowanie tzw. żył wodnych stoi pod wielkim znakiem zapytania. Różdżkarze lansują pogląd, że pod ziemią istnieje sieć strumieni z płynącą wartko wodą, które można porównać do naczyń krwionośnych umieszczonych pod skórą. Zarówno geologia, jak i hydrogeologia zupełnie nie potwierdzają takiej koncepcji. Górna warstwa skorupy ziemskiej na terenie prawie całej Polski podlegała działaniu lodowca nasuwającego się kilkakrotnie w przeciągu ostatniego miliona lat. Pokrywa lodu osiągała grubość ponad kilometra, wywierając na dolne warstwy ciśnienie w granicach 100 atm (10MPa). Lodowiec ze Skandynawii w okresach zimniejszych nasuwał się na terytorium dzisiejszej Polski, transportując całe masy przemielonego piasku oraz materiału skalnego zbieranego po drodze. Rezultatem działania lodowca jest materiał o różnorodnym uziarnieniu (piasek, pył, glina, ił), a także grubszy materiał jak rumosze i żwiry (stanowiące źródło piasku, czy żwiru) oraz znacznej wielkości głazy narzutowe. W cieplejszych okresach masy lodu topniały, stając się źródłem strumyków i rzek. W przypadku wartkiego prądu rzeki w jej nurcie na dnie osadzał się piasek, tak jak to się dzieje dziś w naszych rzekach. W wodzie stojącej lub płynącej powoli osadzały się najdrobniejsze cząstki, tworząc złoża iłu. Lodowiec ukształtował większość terytorium dzisiejszej Polski na podobieństwo geologicznego tortu, gdzie pokłady piasku przekładane są nieregularnie pokładami gliny. Woda deszczowa przesącza się przez przepuszczalne pokłady piasku i zatrzymuje się na nieprzepuszczalnej warstwie gruntów spoistych, tworząc warstwę wodonośną. Filtracja wody przez piasek odbywa się od tysiąca do miliona razy szybciej niż przez glinę. Jej prędkość sprawdziliśmy eksperymentalnie w Strzelcach Krajeńskich w roku 1983, uzyskując szybkość sączenia 10 do 20 centymetrów na dobę. Hydrologia [1.] podaje dla drobnego piasku prędkość przepływu pionowego od 1 do 10 metrów na dobę. Warstwa wodonośna, w Strzelcach Krajeńskich, składająca się z mokrego piasku leżącego na glinie była tylko nieznacznie nachylona i wobec tego otrzymana wartość prędkości filtracji jest zgodna z danymi z literatury naukowej. Dodam jeszcze, że dla gliny prędkość ta wynosi 0,01 do 1 milimetra na dobę a dla iłu jest jeszcze sto razy mniejsza [1.]. Rozmieszczenie warstw wodonośnych w ziemi przypomina raczej tort niż naczynia krwionośne.
Studnie i mityczne podziemne rzeki
Pozyskanie wody dla gospodarstw odbywa się przez studnie wykopane w gruncie, do których sączy się woda z otaczającej je warstwy wodonośnej. Ilość wody deszczowej nie jest wcale taka mała i w ciągu roku dla Polski nizinnej wynosi średnio 500 litrów na powierzchnię 1 metra kwadratowego, w górach około 1000 litrów, a na Hali Gąsienicowej około 1500 litrów na metr kwadratowy. Głównym źródłem zasilania studni nie jest woda pochodząca z gór, ale po prostu lokalne opady deszczu. Zakładając, że do studni przesiąka tylko 10 % wody z opadów, to dla koła o promieniu 15 m otrzymamy dobową wydajność studni w granicach 100 litrów, czyli 10 wiader. Jest to wydajność zdolna zaspokoić potrzeby średniej wielkości gospodarstwa domowego. Dla koła o promieniu 50 m wydajność dobowa wyniesie już 1000 l, czyli 100 wiader, całkowicie zaspokajając potrzeby gospodarstwa wiejskiego. Z tego przykładu widać, że nie są tu konieczne jakieś mityczne podziemne rzeki, które według różdżkarzy mają nieustannie transportować wodę z terenów górskich na niziny.
Wartki strumień czy powolne sączenie się
Proponowane przez różdżkarzy tzw. żyły wodne mają mieć średnicę od 20 do około 40 cm. Dla prędkości wody w granicach 10 cm na dobę żyła mokrego piasku o średnicy 40 cm, która powstała w wyniku pęknięcia warstwy gliny, może dostarczyć jedynie 12,5 l na dobę (1 i 1/4 wiadra). Taka konfiguracja nie nadaje się więc do zasilania studni. Trudno założyć, że tzw. żyła wodna może być wartkim strumieniem podziemnym o średnicy 20-40 cm. Strumień wody płynący w pokładzie piasku musiałby szybko spowodować zamulenie oraz zaczopowanie takiego kanału i w konsekwencji zarwanie i osunięcie gruntu znajdującego się nad strumieniem wody. Nie wiadomo również, skąd miałoby pochodzić ciśnienie nadające podziemnej wodzie tak dużą prędkość, skoro piasek stanowi dla wody naturalną przeszkodę hamującą jej bieg.
Problem zamulania
Problem zamulania małych przekrojów rur jest dobrze znany służbom melioracyjnym, które nieustannie walczą z tym zjawiskiem w drenach. A przecież rura początkowo nie zawiera piasku i umożliwia przepływ wody przy minimalnym tarciu o ścianki. Jeśli teraz wyobrazimy sobie, że ścianki rury mają być wykonane z piasku, to płynąca woda musiałaby na nich gwałtownie wytracać prędkość. Można wprawdzie założyć, że ścianki podziemnej rury wykonane są z gliny, jednak bardzo trudno byłoby uzasadnić, w jaki sposób miałby powstać tak skomplikowany twór geologiczny i dlaczego woda miałaby drążyć tunele w pokładach gliny w krajobrazie nizinnym. Struktury podobnego typu istnieją w Tatrach oraz Dolomitach i określane są mianem zjawisk krasowych. Woda faktycznie drąży tutaj tunele, a nawet jaskinie, jednakże nie w pokładach gliny, lecz w skałach wapiennych. Zakładając nawet wystąpienie zjawiska krasowego, co faktycznie w Polsce nie ma miejsca na dużą skalę, powstaje pytanie, czy różdżkarz paktycznie jest w stanie określić bieg wody. Eksperymenty przeprowadzane z inicjatywy samych różdżkarzy kończyły się całkowitym fiaskiem.
Gdzie jest zakopana rura z wodą?
Literatura podaje, np. opis eksperymentu przeprowadzonego na stadionie we Włoszech. Na boisku zakopano rurę, przez którą płynęła woda. Najbardziej znani różdżkarze nie byli jednak w stanie wyznaczyć jej przebiegu. Pisze o tym wspomniany już John G. Taylor, a przekazuje te informacje prof. A.Wróblewski w swej książce pt. "Prawda i mity w fizyce". Znajdziemy w niej cały ustęp poświęcony krytycznemu ujęciu zagadnień związanych z różdżkarstwem. [2]
Specyficzna szata roślinna - wnioski z badań geologicznych
Trzeba zaznaczyć, że w Polsce nizinnej znajdują się specyficzne struktury tzw. pradolin kopalnych. We wcześniejszych okresach lodowcowych istniały rzeki, których koryta z biegiem czasu zostały zasypane piaskiem oraz żwirem i aktualnie są bardzo słabo widoczne w terenie. Woda ze wszystkich warstw wodonośnych ścieka do takiego tworu geologicznego przypominającego wąwóz wypełniony piaskiem i stanowi znakomite ujęcie dla np. wodociągów miejskich. Szerokość owych struktur geologicznych wynosi przynajmniej kilkanaście metrów, a nie 40 cm, jak twierdzą różdżkarze. Jest możliwe, że taka dolina kopalna, ciągnąca się nieraz na przestrzeni setek kilometrów, wyróżnia się delikatnie na powierzchni specyficzną szatą roślinną czy barwą gleby. Różdżkarz może reagować na tę informację nawet nieświadomie przy pomocy wychylenia różdżki. Jest to jednak koncepcja niepotwierdzona. Natomiast naukowa analiza szaty roślinnej dostarczyć może istotnych informacji o faktycznej głębokości struktury wodonośnej w terenie. Potwierdzają to w pełni prace dr inż. hab. Jana Jeża z Politechniki Poznańskiej [3,4]. Z badań geologów wynika, że generalnie rzecz biorąc, woda występuje na obszarze Polski nizinnej prawie wszędzie.
Stąd też biorą się pozorne sukcesy różdźkarzy. Tymczasem bardzo prawdopodobne jest, że w całej okolicy, a nie tylko w miejscu wskazanym przez radiestetę woda występuje pod ziemią na tej samej lub zbliżonej głębokości. Tak więc trudno znaleźć obszar zupełnie pozbawiony wody.
Wyjątek uznany za regułę
W tych okolicach Polski, gdzie lodowiec nachodził i cofał się kilkakrotnie mogło dochodzić do znacznego przemieszczenia gruntu prowadzącego w szczególnych sytuacjach nawet do pionowego ustawienia przemieszczanych struktur geologicznych. Z takim zjawiskiem zetknęliśmy się właśnie w 1976 r. na obozie naukowym w okolicach Leszna Wlkp., gdzie poniżej sześciometrowego pokładu mniej więcej jednorodnego gruntu pokazały się pionowo ustawione sąsiadujące warstwy gliny i warstwy piasku o grubościach kilku centymetrów. Piasek był mokry i sączyła się z niego woda, a cała struktura mogła być widoczna dzięki robotom ziemnym w związku z budową drogi w tym terenie. Trudno określić jak rozległa mogła być ta struktura. Wspominam o niej dlatego, że wówczas stanowiła ona dla nas podstawowy argument przemawiający na korzyść istnienia tzw. żył wodnych. Dziś z perspektywy czasu, zdobytego doświadczenia i zgromadzonej wiedzy oceniam tę interpretację zjawiska krytycznie z kilku powodów:
1. Okolice Leszna Wlkp. są pod względem geologicznym nietypowe.
2. Mieliśmy tam do czynienia z sączeniem się wody przez piasek z bardzo małą prędkością.
3. Nie była to izolowana żyła wodna o szerokości 20 - 40 cm jak tego chcą różdżkarze.
Różdżka kontra geologia
Rzeczywista struktura geologiczna, najbardziej typowa dla terenu Wielkopolski, to warstwy gliny i piasku ułożone na sobie na podobieństwo tortu z występującymi warstwami wodonośnymi. Pierwsza warstwa wodonośna, tzw. woda podskórna, charakteryzuje się dużą ilością zanieczyszczeń. Są to zarówno części organiczne, jak i sole mineralne (nawozy ściekające z pól) oraz rozwijające się w takim środowisku bakterie. Dopiero głębiej, w niższych pokładach wodonośnych, rozlanych szeroką warstwą na podkładzie gliny, woda jest wystarczająco czysta i przefiltrowana. Różdżkarze najczęściej określają głębokości pokładów wodonośnych, przy pomocy niezgodnej z wiedzą geologiczną teorii istnienia tzw. żył wodnych. Mają one rzekomo charakter wędrujący, czyli mogą nieoczekiwanie zmieniać swoje usytuowanie w strukturach geologicznych. Jest to jedna z licznych teorii, którymi radiesteci tłumaczą swoje niepowodzenia w określaniu rzeczywistej głębokości wody. Zresztą samo pojęcie tzw. żył wodnych, przynajmniej tak jak je rozumieją różdźkarze, w ogóle nie występuje w geodezji. Warto również dodać, że instytucje zajmujące się zawodowo wyszukiwaniem wody rezygnują aktualnie z usług różdżkarzy na rzecz doświadczonych geologów i geofizyków (mgr Ewa Ferchmin, informacja prywatna)
Teorie, które mają uzasadnić rożdżkarstwo
Literatura radiestezyjna podaje 4 podstawowe teorie próbujące uzasadnić mechanizm wyszukiwania wody przez różdżkarza:
1. Teoria zasłaniania promieniowania, pochodzącego z wnętrza ziemi,
2. Teoria radaru - różdżkarz jako źródło promieniowania,
3. Teoria promieniowania - wysyłanego przez żyłę wodną,
4. Teoria powłok magnetycznych,
l 1.Teoria zasłaniania promieniowania przez żyłę
Teoria zasłaniania promieniowania geotelurycznego (pochodzącego z ziemi) zakłada, że jądro ziemi lub jej głębokie warstwy są źródłem promieniowania, które płynąca woda przysłania. I te miejsca, gdzie to promieniowanie nie występuje, różdżkarz odbiera jako żyłę wodną. Biorąc jednak pod uwagę warstwową budowę ziemi, trzeba pamiętać, że na danym obszarze może występować kilka różnych pokładów wodonośnych, w których woda sączy się w różnych kierunkach. Taki obraz odbierany przez różdżkarza byłby bardzo złożony i skomplikowany, jeśli idzie o rozróżnienie warstw płytszych od głębszych.
l 2.Teoria radaru
Teoria ta zakłada, że różdżkarz wysyła jakieś promieniowanie, które odbija się od wody i to odbicie rejestruje on przy pomocy różdżki lub wahadła.
l 3.Teoria promieniowania płynącej wody
W tej teorii przyjmuje się, że płynąca woda wytwarza jakiś rodzaj promieniowania; najczęściej sugeruje się, że są to fale elektromagnetyczne. Czy jest to możliwe?
Oszacujmy najpierw poziom energii, z jakimi mamy do czynienia przy wodzie płynącej w pokładach wodonośnych. Jeśli sączy się ona do studni z wysokości 1 m, to przy wydajności 100 l na dobę otrzymujemy energię na poziomie 1000 J (dżuli). Daje to moc w granicach 0,01 W (wata). Zaświecenie jednej żaróweczki latarki kieszonkowej wymagałoby energii 100 takich studni i to przy założeniu, że 100 procent wytworzonej energii zamienia się na światło. Jak wiadomo, w żarówce zaledwie 1 procent energii zamienia się na światło, reszta wydziela się w postaci ciepła. Przy założeniu, że różdżkarz potrafi selektywnie wydobyć tak nikły sygnał "promieniującej" pod ziemią wody z "szumów" tła, czyli faktycznie odnaleźć igłę w stogu siana, musimy rozważyć o jaki rodzaj promieniowania tu chodzi. Fizyka mówi, że każde promieniowanie jest falą. Dociekając natury promieniowania, o którym mówią różdżkarze, mamy do wyboru cztery możliwości:
W tym przypadku płynąca woda musiałaby stanowić źródło drgań. Tymczasem sączy się ona między ziarenkami piasku, i to bardzo wolno. Trudno też oczekiwać możliwości formowania drgań mechanicznych w wiązkę o ostro zarysowanych granicach. Do zagadnienia ogniskowania wiązki powrócę przy omawianiu hipotezy fal elektromagnetycznych.
2. fale grawitacyjne,
O falach grawitacyjnych wystarczy tu jedynie wspomnieć. Teoretycznie zostały one przewidziane przez Einsteina, ale jak dotąd nikomu nie udało się ich wykryć z całą pewnością. Ponadto teoria przewiduje tak znikome natężenie tych fal, że praktycznie w naszych rozważaniach możemy je pominąć.
3. fale elektromagnetyczne,
Literatura radiestezyjna tłumaczy najczęściej wykrywanie tzw. żył wodnych przy pomocy fal elektromagnetycznych. Z tego względu zająłem się tym zagadnieniem bardziej szczegółowo. Czytelnik mniej zorientowany w problemach fizyki może ten fragment opuścić.
O falach elektromagnetycznych wiemy bardzo dużo. Każda fala "zauważa" przedmiot stojący na jej drodze przez odbicie się od niego lub gdy on ją przesłania. Ma to miejsce wówczas, kiedy jest ona krótsza niż sam przedmiot. Od żyły wodnej o szerokości, wg różdżkarzy, około 20 cm odbić się mogą jedynie fale o centymetrowej długości. Są to fale (zwane radarowymi) krótsze od potocznie nazywanych krótkimi czy nawet ultrakrótkimi. Właśnie takie fale o częstotliwości 30GHz (o długości 1 cm), czyli 30 miliardów drgań na sekundę, są stosowane w telewizji satelitarnej.
Tłumienie fali elektromagnetycznej w ziemi jako ośrodku przewodzącym zachodzi wg zależności wykładniczej. Dla niższych częstości współczynnik tłumienia jest proporcjonalny do pierwiastka kwadratowego z częstości. Powyżej pewnej częstości krytycznej jest od niej niezależny. Te ogólne rozważania zilustrujemy przykładem. Przypuśćmy, że opór właściwy ziemi wynosi 100 omometrów, co odpowiada ziemi ornej i załóżmy stałą dielektryczną równą 7,4, co jest wartością praktycznie spotykaną w tych warunkach. Obie te wielkości zależą zresztą bardzo silnie od zawartości wody. Przy tych danych pole elektryczne fali radarowej zmaleje dwukrotnie po przejściu przez jeden metr ziemi, dwukrotnie przez następny itd. Po przejściu przez 10 metrów ziemi zmaleje 1024 razy, a energia takiej fali zmaleje 1024 x 1024 czyli w przybliżeniu milion piędziesiąt tysięcy razy. Intensywność fali zmaleje jeszcze bardziej, gdy policzyć tłumienie w przypadku warstwy gliny czy iłu, ale podarujemy tu sobie dokładne obliczenia. Wykrywanie "żyły wodnej" na głębokości 10 metrów wygląda zatem dość beznadziejnie. W literaturze różdżkarskiej spotykamy się również z tak zwaną hipotezą radaru, tzn. że radiesteta wysyła fale elektromagnetyczne, które następnie odbijają się od "żyły wodnej". W naszym przykładzie energia fali elektromagnetycznej zostanie stłumiona milion razy (mnożenie) milion razy współczynik odbicia od tzw. "żyły wodnej". O współczynniku odbicia możemy tylko powiedzieć, że jest on na pewno mniejszy od jedności. Wobec tego energia wracająca do różdżkarza jest osłabiona aż biliard razy (tj. 1012). W archeologii stosuje się wprawdzie aparaturę radarową do wykrywania obiektów podziemnych (tzw. teledetekcja), ale mamy tam do czyniena z nadajnikiem dużej mocy i czułą aparaturą odbiorczą. Nic takiego nie występuje u różdżkarza. Wróćmy jednak do naszego przykładu. Właśnie ze względu na to, że fala radarowa jest bardzo silnie tłumiona, zajęliśmy się niskimi częstotliwościami. Tak na przykład fala o częstotliwości 50Hz (częstość sieci energetycznej) przeniknie przy poczynionych wyżej założeniach 500 razy głębiej niż fala radarowa. Przy 10 metrowej warstwie ziemi pole elektryczne i magnetyczne spadało by tylko o 1,4%, a energia do wartości 0,972 wartości początkowej, czyli o zaledwie 2,8%. Niestety fala elektromagnetyczna o tej częstotliwości zupełnie nie zauważałaby naszego obiektu, tej tzw "żyły wodnej", a poza tym nie dałaby się zogniskować, o czym będzie mowa poniżej.
Reasumując, do wykrywania małych obiektów potrzebna jest fala elektromagnetyczna lub fala o innej naturze, o długości mniejszej od wymiarów obiektu. Tymczasem fala elektromagnetyczna nadająca się do wykrywania obiektów o rozmiarach porównywalnych z rzekomymi wymiarami tzw. żyły wodnej jest silnie tłumiona. Dla bardzo krótkich fal występuje jeszcze inne zjawisko, mianowicie rozpraszanie. Poprzednio mówiliśmy o gruncie jednorodnym jako środowisku przez które przechodzi fala. Tymczasem w rzeczywistości mamy do czynienia z ziarenkami piasku, żwiru, a także z kamykami. Jeżeli mają one wymiary zbliżone do długości fali, to rozpraszają i deformują pierwotnie skoncentrowaną wiązkę powodując jeszcze większe jej osłabienie. Tak na przykład mgła składa się z drobnych kropelek wody o wymiarach zbliżonych do długości fali świetlnej. Wiadomo z jaką trudnością światło reflektora przebija się przez taki ośrodek. Podobnie zachowują się fale mechaniczne na przykład akustyczne i ultradźwięki. Właśnie ich długość nadaje się do wykrywania obiektów o rozmiarach jakie miałyby posiadać tzw. żyły wodne. Ultradźwięki stosujemy z powodzeniem do odzwierciedlenia wnętrza ludzkiego ciała przy pomocy ultrasonografii. Sugeruje się, że w podobny sposób można prześwietlić ziemię. Tkanki ciała są jednak w miarę jednorodne i w 95% składają się z wody. Ziemia natomiast jest porowata i niejednorodna. Różnicę w tłumieniu można porównać do rozchodzenia się światła przez czyste powietrze i przez chmurę. Na dodatek zupełnie niezrozumiały i wręcz nieprawdopodobny jest sam proces wytwarzania i ogniskowania hipotetycznych fal. Różdżkarze mówią przecież o bardzo wąskiej, skupionej wiązce.
Przy założeniu, że fala wytwarzana przez tzw. żyłę wodną ma się rozchodzić wg znanych praw fizyki, niezrozumiały jest fakt wykrywania jej promieniowania wyłącznie w sytuacji ustawienia różdżkarza bezpośrednio nad poszukiwaną żyłą. (Pomijam tu kontrowersyjne rezultaty teleradiestezji). Jeśli odbiera on jakieś promieniowanie, to powinien reagować na obecność żyły stojąc w odległości np. kilku metrów od niej i podać kąt, pod jakim ma się ona znajdować w głębi ziemi. Literatura różdżkarska nie zna jednak takich przypadków i wymaga, aby różdżkarz stawał bezpośrednio nad tzw. żyłą wodną. Mogłoby to świadczyć o wysyłaniu przez płynącą wodę wyjątkowo ukierunkowanej wiązki promieniowania. Kierunkowość jest jednak zjawiskiem wymagającym szczególnych zabiegów technicznych. Płomień stojącej na stole świecy dostrzegany jest przecież jednakowo dobrze przez wszystkich obserwatorów stojących wokół stołu, a jej światło rozchodzi się sferycznie jak większość fal w przyrodzie.
Mimo że geologia w ogóle nie stosuje pojęcia żyły wodnej, spróbujmy przeanalizować możliwość wystąpienia ukierunkowanej wiązki hipotetycznego promieniowania generowanego przez płynącą wodę. Do jej wytworzenia niezbędne jest źródło promieniowania oraz reflektor. Jak wielokrotnie wspominałem różdżkarze przyjmują, że szerokość tzw. żyły wodnej wynosi około 20 cm. Efektywnie działający reflektor musi mieć w tej skali średnicę powyżej 2 metrów (tj. przynajmniej o rząd wielkości większą od szerokości tzw. żyły wodnej). Nawet przy idealnej konstrukcji reflektora opuszczająca go wiązka nie jest równoległa i ulega rozszerzaniu (rozmyciu) w miarę oddalania się od źródła. Reflektor samochodowy zaprojektowano specjalnie, aby wysyłał światło w określonym kierunku, a mimo to można je dostrzec stojąc również z boku jezdni. Kąt rozwarcia takiej wiązki wynosi 1,22 x 8/D, gdzie 8 jest długością fali, a D szerokością wiązki w miejscu wychodzenia z reflektora. Do jakich wniosków prowadzi więc przyjęcie istnienia tzw. żyły wodnej zgodnie z opisem podawanym przez różdżkarzy? W celu odpowiedzi na to pytanie, załóżmy fizycznie bardzo mało prawdopodobne, ale dla zwolenników radiestezji korzystne założenie, że nasza wiązka poszerza się dwukrotnie dopiero na wysokości 1000 m nad źródłem promieniowania. Wówczas przy szerokości żyły wodnej około 20 cm na wysokości 100 m rozmycie wyniesie 1cm, dając szerokość żyły wodnej w granicach 21 cm. Takie rozmycie będzie praktycznie niezauważalne dla różdżkarza. Na podstawie podanego wyżej wzoru maksymalna długość fali dla tzw. żyły wodnej o szerokości 20 cm wyniesie 33 :m. Odpowiada to promieniowaniu w zakresie podczerwieni, które podobnie jak światło nie przenika przez pokłady ziemi. Przez ziemię może przejść dopiero fala kilkaset razy dłuższa. Jednocześnie jednak jej rozmycie będzie również kilkaset razy większe i nie pozwoli na wyznaczenie ostrych granic poszukiwanej żyły.
4. fale rentgenowskie
Obawiam się, że wobec takich argumentów różdżkarze będą się ratować innymi hipotezami o promieniowaniu rentgenowskim czy gamma lub jeszcze innym. Nie podadzą jednak wiarygodnego mechanizmu wytwarzania tego promieniowania przez sączącą się wodę o małej energii. Nie wyjaśnią też sposobu zogniskowania jej wiązki w rzeczywistych strukturach geologicznych.
l 4.Teoria powłok magnetycznych
Literatura radiestezyjna podaje jeszcze jedną, zupełnie fantastyczną, hipotezę powłok magnetycznych. Według niej obok tzw. żyły wodnej i równolegle do niej występuje siedem tzw. ,,stref zadrażnień'', czyli obszarów, w których różdżkarz reaguje na promieniowanie. Najsilniejsza ma być strefa ostatnia dochodząca do powierzchni ziemi. Owa mityczna żyła wodna ma być rzekomo otoczona powłokami cylindrycznymi na podobieństwo pola magnetycznego otaczającego przewód elektryczny, w którym płynie prąd. Istnienie powłok z ostrymi granicami jest z punktu widzenia fizyki niemożliwe. Pole magnetyczne nie ma natury powłokowej, lecz jest jedno rodne, a jego natężenie maleje w sposób płynny (nie skokowy) odwrotnie proporcjonalnie do odległości. W tej sytuacji wytłumaczenia ostrych granic rzekomych siedmiu powłok można by szukać jedynie w teoriach siatki dyfrakcyjnej.
Fala o długości 33 :m wymagałaby jednak zastosowania całego systemu precyzyjnie dobranych szczelin o odległościach wzajemnych 47 :m, aby uzyskać siódmy prążek interferencyjny pod o kątem 45 0 . Przy wykryciu tego prążka można by się pokusić o wyznaczenie dokładnej głębokości, na jakiej płynie woda. Prążek ten będzie jednak bardzo słaby (począwszy od pierwszego, kolejne prążki będą coraz słabsze). Im krótsza fala, tym szczeliny muszą być rozmieszczone gęściej. Są to czysto teoretyczne rozważania. W praktyce zupełnie nie wiadomo, skąd w gruncie miałby się znaleźć skomplikowany system szczelin rozmieszczonych w tak unikalny i precyzyjny sposób. Różdżkarska teoria powłok magnetycznych wygląda raczej na żonglerkę pojęciami z dziedziny ruchu falowego i to bez elementarnej wiedzy w tym zakresie i przy jednoczesnym braku wyobraźni przestrzennej.
Żyły wodne są niewykrywalne!!!
Podsumowując -przedstawione wyżej wyniki badań, ich omówienie oraz dyskusja zagadnień teoretycznych z tym związanych wykluczają możliwość detekcji (wykrycia) tzw. żył wodnych przy pomocy zjawisk mieszczących się w ramach znanych nam praw fizyki. Ponadto wspomniany prof. J. G. Taylor przy badaniu zjawisk paranormalnych, do których zaliczamy radiestezję, nie wykrył obecności żadnego promieniowania o charakterze elektromagnetycznym. Nie wykrył go również w przypadku różdżkarzy, u których dodatkowo badał wrażliwość na bardzo krótkie fale.
Czy fizjologia tłumaczy radiestezję ?!
Pozycja rąk, a zwłaszcza dłoni trzymających różdżkę czy wahadełko jest stosunkowo męcząca dla mięśni. W rezultacie pojawia się drżenie rąk różdżkarza. Zmysł wzroku przesyła do mózgu informację o występujących drganiach i zazwyczaj uruchamiają się wówczas mechanizmy zmierzające do ich skompensowania. Przy nadmiernie silnej reakcji, drgania mogą zostać tak zsynchronizowane, że spowodują rozbujanie wahadełka. Jest to najczęściej proces podświadomy, ale istnieje tu również pewne "pole manewru" dla różdżkarza oczekującego konkretnej reakcji, a tym bardziej dla szarlatanów. Wspomniałem wcześniej, że w ręku doświadczonego różdżkarza wahadełko osiąga maksymalne wychylenie w wyjątkowo krótkim czasie (5-10 sekund). Ten właśnie czas sugeruje zastosowanie przez różdżkarza raczej serii skorelowanych ze sobą, niedostrzegalnych krótkich drgnięć niż jednostajnego ruchu ręki. Taki jednostajny ruch wymagałby bowiem znacznie dłuższego czasu (kilku minut) na rozbujanie wahadełka. Dla porównania mechanizm utrzymywania kija w pozycji pionowej przetestowano na małpach. Stwierdzono, że polega on na połączeniu niewielu synaps (tzn. połączeń komórek nerwowych) i w związku z tym reakcja korygowania odchyleń kija od pionu następuje bardzo szybko. W czasie eksperymentu położenie kija jest nieustannie kontrolowane przy pomocy wzroku, reagującego szybciej niż mogą to uczynić mięśnie. Mechanizm ten zawodzi jednak w przypadku wzmacniacza mechanicznego, jakim jest różdżka lub wahadełko. W rezultacie obserwujemy wyraźne rozbujanie testowanych przyrządów radiestezyjnych. Nie bez znaczenia jest również wykonanie wahadełka lub czubka różdżki z połyskującego metalu. Błyszczące przedmioty są chętnie stosowane do wprowadzania pacjentów w stan hipnotyczny. W przypadku poszukiwania wody cała uwaga jest koncentrowana na jej szukaniu i czyni różdżkarza, wpatrzonego w połyskujący punkt, bardzo podatnym na wejście w mało poznany stan kataleptyczny, bez konieczności zapadania w widoczny trans. Jednocześnie mamy do czynienia z tzw. efektem oczekiwania. Nasza uwaga narasta, a przy braku decyzji lub przy wystąpieniu oczekiwanego zjawiska następuje zmniejszenie napięcia mięśni. Efekt ten obserwowałem uważnie na sobie samym. Stwierdziłem również silny związek zjawiska z częstotliwością oddechu. Zauważyłem, że idąc nabieram powietrza mniej więcej co 3 lub 4 kroki. Przy łokciach przyciśniętych do klatki piersiowej można się więc spodziewać ,,wybicia'' różdżki w stosunkowo regularnych odstępach czasu. Myślę, że takim mechanizmem reakcji organizmu różdżkarza można wyjaśnić istnienie regularnych linii (co 1 - 2 m) tzw. siatki szwajcarskiej. Jej rzekome występowanie może się wiązać z pobudzeniem różdżki przy zachowaniu odpowiedniego rytmu oddechu maszerującego różdżkarza. W artykule opublikowanym w "Nature" D.F. Marks [5] podaje trzy podstawowe wyjaśnienia efektu różdżkarskiego:
1. Efekt oczekiwania.
Wspomniany wyżej
2. Drobne wskazówki w krajobrazie.
Będą to drobne wskazówki w krajobrazie badanego terenu, rejestrowane przez różdżkarza na poziomie podświadomości (zmiana w szacie roślinnej, odcieniu zieleni, widok ścieżki, miedzy lub kopca mrowiska).
3. Prawo wielkich liczb.
Jeśli rzucamy kostką do gry, to wyrzucenie 6 oczek pięć razy pod rząd jest mało prawdopodobne. Kontynuując nasz ekspe ryment przez cały dzień możemy się jednak spodziewać wystąpienia takiego wyniku. Dlatego też, osiągnięcia różdżkarzy, same w sobie mało prawdopodobne, będą zapamiętane i rozpropagowane. Natomiast o porażkach radiestetów zachowuje się wstydliwe milczenie.
4. Sugestia
Dodajmy do tych trzech wyjaśnień efektu różdżkarstwa to, że różdżkarze bardzo silnie poddają się sugestii. Jeśli tylko powiemy im o efekcie, jakiego się spodziewamy, zapowiedziany efekt z dużym prawdopodobieństwem pojawi się u różdżkarza, nawet jeśli wcześniej literatura radiestezyjna nic nie wspominała o podobnym rezultacie eksperymentu.
Bezkrytyczna wiara w mity
Dlaczego tak się dzieje, że tylu ludzi bezkrytycznie wierzy w istnienie i szkodliwość tzw. żył wodnych, w różdżkarstwo i jego nieograniczone możliwości ?
Irracjonalna wiara w istnienie tzw. żył wodnych utrzymuje się od setek, a może nawet tysięcy lat, mimo że geologia i hydrogeologia zaprzeczają ich istnieniu. W podręcznikach naukowych pojęcie żyły wodnej w ogóle nie figuruje. Cały szereg publikacji różdżkarskich można zakwalifikować do literatury pseudonaukowej, opartej wyłącznie na fantazji autorów.
Wytłumaczenie zjawisk paranormalnych
Z teologicznego punktu widzenia, jak podaje ks. A. Posacki [6], istnieją trzy sposoby wytłumaczenia zjawisk paranormalnych, do których zaliczamy różdżkarstwo:
l 1. Hipoteza oszustwa
(świadoma manipulacja dokonywana przez różdżkarza).
Osobiście przyjaźniłem się z wieloma różdżkarzami i dlatego nie jest mi łatwo dokonywać krytyki ich działalności. Sądzę, że w większości starali się oni uczciwie wykonywać doświadczenia i szczerze wierzyli, podobnie jak i my w początkowym okresie naszych badań, w otrzymane rezultaty. Muszę jednak wspomnieć, że i w mojej obecności dokonywano świadomego fałszowania wyników. Na pewno jednak nie można tłumaczyć wszystkich rezultatów osiąganych przez różdżkarzy wyłącznie oszustwem.
l 2. Hipoteza sił naturalnych
(tłumaczących zjawisko różdżkarstwa).
W czasie moich prawie dziesięcioletnich badań nad radiestezją nie wykryliśmy żadnych znanych sił naturalnych, a zwłaszcza obecności fal elektromagnetycznych, które mogłyby tłumaczyć występowanie efektu różdżkarskiego. W fenomenie radiestezji, jak wspomina Taylor, mamy natomiast do czynienia przede wszystkim ze zjawiskiem sugestii, autosugestii, pamięci podświadomej oraz wieloma innymi efektami psychologicznymi o podobnym podłożu. Musimy też uwzględnić zależności pozostające jedynie w sferze wyobraźni, niepowiązane z realnymi zjawiskami fizycznymi. Wracając jednak do zagadnień fizycznych współczesna fizyka zna cztery rodzaje oddziaływań [8-10]:
- GRAWITACJA
-ODDZIAŁYWANIA ELEKTROMAGNETYCZNE
-ODDZIAŁYWANIA SŁABE (JĄDROWE)
- ODDZIAŁYWANIA SILNE (JĄDROWE)
Jeżeli siłę oddziaływania jądrowego przyjmiemy za 1 (we wnętrzu jądra atomowego wyniesie ono około 10-15 Newtona), to oddziaływanie elektromagnetyczne wewnątrz jądra atomowego będzie około 100 razy słabsze, oddziaływanie jądrowe słabe, około miliard razy słabsze (10 9 ), a oddziaływanie grawitacyjne aż 1039 razy słabsze (jedynka z 39 zerami). Oddziaływania jądrowe silne i słabe są siłami o bardzo małym zasięgu, działającymi wewnątrz jądra atomowego o średnicy zaledwie 10-15 m w przypadku atomu wodoru. Siły grawitacji są z kolei bardzo słabe. Siły przyciągania grawitacyjnego i przyciągania bądź odpychania pomiędzy ładunkami elektrycznymi mają tę wspólną własność, że maleją z kwadratem odległości. Siły jądrowe słabną znacznie szybciej. Aby to zilustrować posłużę się przykładem. Jeżeli weźmiemy dwa jądra atomu wodoru (protony), to siła przyciągania grawitacyjnego z odległości 4 cm będzie taka jak ich wzajemne odpychanie na skutek działania ładunków elektrycznych umieszczonych między ziemią, a najbliższą gwiazdą, odległą od nas o 4 lata świetlne. Jeżeli jednak oddziaływania grawitacyjne są tak słabe, to dlaczego w życiu codziennym spotykamy się właśnie z nimi, a nie z siłami pochodzącymi od ładunków elektrycznych?
Po pierwsze: ładunki są bardzo dokładnie skompensowane - każdemu ładunkowi dodatniemu odpowiada ładunek ujemny.
Po drugie: masa Ziemi jest bardzo duża i wynosi 6 x 1024 kg. Dla przykładu: gdyby chcieć przetransportować tak ogromną masę przy pomocy statków o nośności miliona ton, załadowywanych co sekundę, to potrzeba by na takie przedsięwzięcie 200 milionów lat. Rozważmy jeszcze oddziaływania grawitacyjne zachodzące między żyłą mokrego piasku o gęstości 40 kg/m na różdżkarza o masie 70 kg, którego środek ciała znajduje się w odległości 1,5 m od osi żyły. Siła grawitacji wyniesie 3,9 x 10 -7 Newtona, co odpowiada przyciąganiu przez ziemię pyłka o masie 40 mikrogramów (np. kropli wody o średnicy 0,424 mm). Każdy powiew wiatru, bicie serca i pulsowanie krwi bardziej się zaznaczy niż efekt grawitacyjnego oddziaływania żyły mokrego piasku. Z tego względu w naszych rozważaniach nad różdżkarstwem wspomniane siły możemy więc pominąć. Pozostają zatem oddziaływania elektromagnetyczne, które, jak pokazałem wyżej, również nie tłumaczą teorii promieniownia tzw. żyły wodnej. Intensywne prace prowadzone w laboratoriach całego świata i coraz bardziej skomplikowana aparatura badawcza nie dają nam dziś żadnych podstaw do konieczności zakładania istnienia nowej siły, wykraczającej poza wspomniane wyżej cztery rodzaje oddziaływań, wystarczających w zupełności do opisu otaczającej nas makroskopowej rzeczywistości. Co prawda niektóre teorie wielkiej unifikacji przewidują możliwość istnienia jeszcze jednej siły, która jednak z założenia ma się charakteryzować nadzwyczaj małym zasięgiem, tryliony razy mniejszym od średnicy jądra atomowego. Siła ta nie może więc mieć żadnego znaczenia w omawianych przez nas zagadnieniach.
Musimy pamiętać, że każda nauka zajmuje się nie tylko potencjalnymi możliwościami, ale i samoograniczeniem. I tak na przykład współczesny poziom wiedzy wyklucza już możliwość zbudowania perpetuum mobile czy alchemiczne mrzonki przemiany metali w złoto, nad którymi trudziły się kiedyś daremnie wielkie umysły badaczy. Nawet w tak sformalizowanej dziedzinie nauki jaką jest matematyka istnieje twierdzenie Goedla, które mówi o niemożliwości udowodnienia pewnych twierdzeń. Podobnie poziom energii, z jakim mamy do czynienia przy sączeniu się wody przez piasek, nie pozwala nam oczekiwać nowych spektakularnych zjawisk fizycznych, które dziś miałyby się wymykać współczesnemu aparatowi badawczemu nauki.
Tak więc wyniki własne, jak i publikacje innych naukowców, np. prof. Andrzeja Wróblewskiego [2] i wyniki prac dr hab. Jana Jeża [3,4], zmuszają mnie do całkowitego odrzucenia hipotezy sił naturalnych mających uzasadniać możliwości wykrywania wody przez różdżkarzy.
l 3. Hipoteza ingerencji sił nadnaturalnych
(Teologiczna)
Jest to hipoteza uwzględniająca możliwość oddziaływania duchów inteligentnych, istot niematerialnych obdarzonych inteligencją oraz wolą. Mógłby ktoś twierdzić, że również i ta hipoteza jest próbą tłumaczenia nieznanego przez nieznane. Jestem jednak człowiekiem wierzącym i dla mnie świat duchowy opisany w Piśmie Świętym jest światem jak najbardziej realnym. Zresztą fizykowi XX wieku trudno pozostać ateistą, tzn. człowiekiem, który wierzy w nieistnienie Boga, zwłaszcza wobec ostatnich wyników z dziedziny fizyki mikroskopowej i kosmologii. W najnowszych interpretacjach mechaniki kwantowej, jak i modelach wszechświata jako całości [13], dochodzi się wyraźnie do pojęcia istnienia Boga, będącego najprostszym wytłumaczeniem zaobserwowanych zjawisk [14,15]. Fizyka odeszła również od zasady przyczynowości w takim ujęciu, które nie pozwalało na istnienie wolnej woli i nie uwzględniało bezpośredniego działania Boga w przyrodzie. Zagadka istnienia życia i jego powstania ciągle nie jest wyjaśniona. Wiele faktów z historii ewolucji wskazuje na celowe działanie, a odkrycia archeologii i biblistyki (np. w Qumran) potwierdzają historyczność Pisma Świętego.
Dawniej uważałem, że szereg dziedzin parapsychologii opiera się na siłach naturalnych, a badania nad różdżkarstwem, zjawiskiem, jak wówczas sądziłem, osadzonym głęboko w realiach fizyki, pozwolą nam na wyjaśnienie wielu tajemnic. Dlatego praca naszego zespołu szła w kierunku potwierdzenia naukowych podstaw tego zjawiska. Jak już obszernie opisałem w poprzednim rozdziale, wyniki naszych badań nie dają żadnych podstaw, by zjawiska różdżkarskie mogły zostać uzasadnione naukowo.
W ramach hipotezy nadnaturalnej różdżkarstwo możemy próbować uzasadnić następująco:
# 3.1. Różdżkarstwo jest wywołane ingerencją Boga lub aniołów.
Mam na myśli byty przychylne człowiekowi i pomagające jemu w zbawieniu (List do Hebrajczyków Hbr 1,14). Myślę, że takie ingerencje - choć oczywiście możliwe - zdarzają się sporadycznie. Generalnie sądzę jednak (a życiorysy tysięcy świętych to potwierdzają), że Bóg ma znacznie szersze i bezpieczniejsze dla ludzi, możliwości oddziaływania niż te, które nam oferuje radiestezja. Postawa głębokiego życia sakramentalnego i szczera modlitwa oraz wynikająca z nich postawa zawierzenia, będzie sprzyjać rozwiązywaniu naszych problemów przez kochającego nas Boga. Wszystko to, bez konieczności angażowania się w różne dziedziny okultyzmu, a więc i w radiestezję.
# 3.2. Różdżkarstwo jest wywołane ingerencją bytów duchowych wrogich człowiekowi.
Ta hipoteza wydaje się najbardziej prawdopodobna. Jak podaje Kardynał Suenens w swoim opracowaniu "Odnowa charyzmatyczna, a moce ciemności", ochronny parasol wiary zabezpiecza nas przed działaniem szatana i jego sług, czyli demonów. Siły te czynią nieustanne wysiłki, aby nas stamtąd wyciągnąć. W tym celu podważają naszą wiarę i podsuwają nam jakieś zjawiska i fenomeny noszące znamiona ciekawostek, a nawet pozory naukowości. Często też kontakt z siłami nadnaturalnymi niewiadomego pochodzenia zaczyna się przez techniki stosowane w radiestezji. Zdają sobie w pełni sprawę, że podobnie jak we wszystkich zjawiskach paranormalnych, szatan i jego demony mają duże możliwości, aby wpływać na człowieka i próbować go omamić, posiąść i zdobyć dla siebie. I choć nie można tego łatwo zweryfikować, to jednak właśnie dlatego zajmowanie się radiestezją uważam za niebezpieczne. Kiedy prowadziliśmy nasze eksperymenty w warunkach zaostrzonej kontroli, otrzymaliśmy wyniki sprzeczne ze sobą. Oczywiście rozumiem, że dla wielu osób zajmowanie się radiestezją może wynikać z chęci bezinteresownej pomocy innym, jednak i one nie są wolne od tych zagrożeń.
Czym zajmują się radiesteci?
Skompromitowane w naszych oczach poszukiwanie tzw. żył wodnych stanowi zaledwie część aktywności ludzi związanych z radiestezją. Według literatury zajmują się oni także diagnozą chorób, ich leczeniem przy pomocy wahadełka, nierzadko również na odległość, ustalaniem przydatności spożywanych pokarmów, odnajdywaniem zagubionych przedmiotów i osób oraz zwykłym wróżbiarstwem, niebezpiecznie przypominającym eksperymenty spirytystów z wirującymi stolikami.
Spirytyzm i wirujące stoliki
Zagadkowy jest mechanizm uzyskiwania odpowiedzi w radiestezji. Wahadlarz stawia pytanie sformułowane w taki sposób, aby możliwa była wyłącznie odpowiedź: "tak" lub "nie". Zabieg ten sprawia wrażenie, że radiesteta traktuje wahadełko jako istotę inteligentną, mogącą udzielać odpowiedzi w sprawach dotyczących również wydarzeń z odległej przyszłości. Różdżkarz najczęściej tłumaczy swoje umiejętności odpowiedziami udzielanymi jakoby przez jego podświadomość, która, nie wiadomo dlaczego, ma mieć wgląd nawet w przyszłe wydarzenia. (Zastanawia jednak fakt stawiania pytań adresowanych tak, jakby wahadełko było istotą inteligentną.) Stąd już tylko krok dzieli nas od przyjęcia hipotezy, że odpowiedzi udzielane są faktycznie przez byty inteligentne, które słyszą zadawane pytania i komunikują się z nami za pośrednictwem wahadełka i różdżki tak jak to robią przy pomocy wirujących stolików. Trzeba jednak zadać pytanie: Czy są to istoty przychylne człowiekowi? Co do pomocy, i to konkretnej, ze strony Pana Boga, aniołów i świętych wiemy dużo i każdy chrześcijanin mógłby podać wiele faktów ze swojego życia. O tym o co i w jaki sposób mamy prosić byty duchowe dobre, wystarczająco dużo i wyraźnie mówi nam Pan Jezus, a Pismo Święte jest tu z pewnością najcenniejszym i najprawdziwszym źródłem. Nigdzie nie znajdziemy w nim jakichkolwiek stwierdzeń czy sugestii, aby pytać i prosić Pana Boga o pomoc poprzez różdżkę czy wahadełko (podobnie jak i inne tego typu ,,narzędzia'').
Niezaprzeczalnym faktem jest to, że osoba posługująca się wahadełkiem potrafi często podawać informacje zawierające sporą dozę wiadomości prawdziwych. Interesującą historię opowiadał mi znajomy, aresztowany w stanie wojennym za redagowanie tajnej gazetki. W czasie przesłuchań poinformowano go o jednoczesnym aresztowaniu wszystkich jego pięciu kolegów. On sam przy pomocy wahadełka stwierdził, iż dwie z tych osób przebywają jednak na wolności i prawidłowo wymienił nazwisko jednej z nich. Faktem tym zupełnie zaskoczył służby bezpieczeństwa prowadzące przesłuchanie.
Test prawdy: szklanka wody i szklanka trucizny
Problem - a raczej niebezpieczeństwo - polega jednak na tym, że osoba posługująca się wahadełkiem nigdy nie potrafi rozgraniczyć, gdzie kończy się prawdziwa informacja, a zaczyna fantazja. Mimo to, w imię rzekomego dobra, często nie wzbrania się ona przed doradzaniem ludziom w dokonywaniu istotnych życiowo wyborów, takich jak wybór partnera w małżeństwie czy zmiana pracy. Myślę, że niewielu wahadlarzy zaryzykowałoby eksperyment polegający na zbadaniu wahadełkiem, która z dwóch szklanek zawiera truciznę a która nie. Wypicie zawartości jednej ze szklanek byłoby wówczas pewnym testem prawdziwości i wiarygodności stosowanej techniki. Jednocześnie wielu różdżkarzy nie waha się przed dobieraniem lekarstw dla swoich pacjentów, nie mogąc gwarantować trafności doboru. Jak przyznają bowiem radiesteci, zawsze istnieje pewien znaczny margines błędu. Co gorsza, nie brakuje szaleńców, którzy decydują się nawet na wyrzucenie lekarstw istotnych dla życia, wierząc bardziej opinii radiestety niż lekarza.
Radiestezja okazała się fikcją
Nasze badania nad różdżkarstwem umożliwiały stosunkowo prostą weryfikację rezultatów. Zjawiska badane przez nas okazały się świadomą manipulacją bądź autosugestią, która dyskwalifikowała wiarygodność technik stosowanych przez różdżkarzy. Skoro ta część parapsychologii okazała się fikcją, to obawiam się, że pozostałe techniki ingerujące głęboko w psychikę pacjenta stanowią konkretne zagrożenie i poważne niebezpieczeństwo dla wszystkich, którzy się owym technikom poddają.
Inteligentna pułapka
Gdyby jakaś istota inteligentna, wroga człowiekowi, chciała go wciągnąć w pułapkę niebezpiecznych i ryzykownych eksperymentów parapsychologicznych, to sądzę, że zastosowałaby model działania zaobserwowany przez nas w dziedzinie radiestezji. Mechanizm jest prosty. Rezultaty pierwszych doświadczeń prowadzonych w dziedzinie różdżkarstwa wydają się być obiecujące i powtarzalne. Przy kontynuacji badań wyniki zaczynają się gmatwać. Wówczas, w celu ratowania swojej hipotezy, zainteresowany próbuje rozbudować teorię, wprowadzając dodatkowe założenia. Zastanawia się, czy przykładowo należy trzymać wahadełko w kierunku Północ-Południe lub Wschód-Zachód lub czy w pewnych sytuacjach lepiej stosować wahadełko mosiężne bądź drewniane z próbką materiału w środku, zwiększając tym samym stopień komplikacji teorii zjawiska. Człowiek starający się zachować obiektywizm będzie nadal otrzymywał wyniki w granicach prawdopodobieństwa. Jednak przy głębszym zaangażowaniu w praktyki różdżkarskie radiesteta zaczyna przypuszczać, że dysponuje jakimiś nadnaturalnymi zdolnościami i jest jedyną kompetentną wyrocznią w pewnych sprawach. Grozi mu to, że wobec osób bez takich uzdolnień zachowuje się często wyniośle, zaczyna w nim dominować pycha i poczucie własnej nieomylności. Taka osoba uważa się często za artystę w swoim zawodzie, traktując swe działania bardziej jak sztukę niż naukę. Otrzymywane wówczas wyniki zaczynają być niepowtarzalne, a ich wiarygodność spada do zera. Ponadto wiele wyników negatywnych raczej się pomija aniżeli wyciąga z nich wnioski co do samej radiestezji. Dobrze rozumiem ten mechanizm patrząc wstecz na wiele lat swoich badań, bowiem i u mnie odgrywał on istotną rolę. Dlatego po wielu latach swoich badań i przemyśleń zajmowanie się radiestezją uważam za niebezpieczne.
Połknięcie haczyka
Ze świadectw ks. Jaquesa Verlinde [7] wynika, że szereg ludzi praktykujących różdżkarstwo faktycznie otrzymuje pewne nadnaturalne umiejętności. Najczęściej jednak nie poprzestają oni na szukaniu wody. Możliwość uzależniania i podporządkowania sobie innych ludzi stanowi dla nich pokusę nie do przezwyciężenia i wówczas różdżkarstwo przekształca się w pewne magiczne formy uzdrawiania czy, w skrajnych przypadkach, szkodzenia ludziom na odległość. Takie uzależnienie powoduje często wyraźne zmiany w sposobie zachowania, w stosunku do Kościoła i do wiary. Człowiek zaczyna uważać, że Bóg przestaje mu być potrzebny, bowiem rozwiązanie swoich problemów można osiągnąć przy pomocy działań magicznych, bez konieczności uporządkowania swoich relacji z Bogiem. Jest to wyraźna iluzja samowystarczalności prowadząca w konsekwencji do wyraźnych negatywnych zmian w zachowaniu oraz psychice osoby praktykującej różdżkarstwo.
Psychiczne wraki
W radiu BBC w cyklicznym programie Network U.K. (Z życia kraju) słyszałem kiedyś krótką audycję p.t. "Occult" dotyczącą parapsychologii. Brało w niej udział kilka osób, m.in. pastor, prawnik i psycholog. Informowano w niej o przerażających skutkach zabawiania się okultyzmem, do której to dziedziny należy również radiestezja. Ludzie uprawiający wahadlarstwo przez dłuższy czas, prędzej czy później, płacą okrutną cenę za swoje zaangażowanie, stając się wręcz psychicznymi wrakami. Uczestnicy audycji nie potrafili znaleźć żadnej recepty, aby temu zapobiec. Stwierdzili tylko, że nie da się rozwiązać tego zagadnienia środkami prawnymi. Moje osobiste kontakty i rozmowy z ludźmi uprawiającymi czynnie różdżkarstwo, niestety w pełni potwierdzają istnienie tego zagrożenia i to zarówno dla wiary, jak i zdrowia, nie tylko psychicznego.
Ojciec kłamstwa
Pismo Święte nie pozostawia wątpliwości co do tożsamości ojca kłamstwa. Jest nim szatan (Jan 8,44), który jest bytem zbyt inteligentnym, aby kłamać w sposób ewidentny i łatwy do zdemaskowania. Jego subtelne sztuczki polegają na przedstawieniu kłamstwa w otoczeniu wiarygodnych prawd i półprawd, jak miało to miejsce przy kuszeniu Adama i Ewy (Rdz 3,4-5). Informacje przekazywane przez siły demoniczne są często mieszaniną prawd oraz kłamstw, noszących pozory prawdy.
Ostrzeżenie
Z tego co powiedzieliśmy do tej pory, wiarygodność rezultatów otrzymywanych przez radiestetów jest bardzo wątpliwa. Dlatego pragnę przestrzec, zwłaszcza osoby szczególnie poświęcone Bogu, czyli kapłanów i wspólnoty zakonne i proszę ich, aby nie firmowały autorytetem swojego stroju duchownego tak ryzykownych eksperymentów (patrz Dodatek na końcu książki). Często w dyskusjach z ludźmi praktykującymi różdżkarstwo słyszę bowiem argument, że przecież wahadełkiem posługują się osoby duchowne. W mojej opinii eksperymenty z wahadełkiem odwracają uwagę ludzi od wszechmocy i miłosierdzia Boga, niepotrzebnie powodując zamęt w ich życiu duchowym. W Nowym Testamencie w Dziejach Apostolskich mamy wyraźne ostrzeżenia przed posługiwaniem się magią. Przykładem jest potępienie maga Elimasa (Dz 13,6-12) i opis palenia ksiąg magicznych w Efezie (Dz 19,18-19). Można przyjąć, że było to również ostrzeżeniem przed posługiwaniem się różdżką oraz wahadełkiem.
Radiestezja a Biblia
W trakcie mych badań docierały do mnie najróżniejsze nieprawdopodobne teorie, łącznie z taką, która zakładała, że Mojżesz uderzający laską w skałę na pustyni prezentował pierwowzór praktyk radiestezyjnych wyszukiwania wody - Księga Wyjścia (Wj 17,6). Laska ta jednak służyła do uderzenia o skałę, a nie wskazywania położenia w ziemi domniemanych żył wodnych, jak chcą niektórzy różdżkarze. Przypis do Pisma Świętego Starego Testamentu Biblii Poznańskiej (wyd. Pallottinum, Poznań 1982) podaje co następuje: "Rabini uważali, że skała ta towarzyszyła potem Izraelitom w sposób cudowny przez cały czas trwania wędrówki. Echem tego zapatrywania jest Pierwszy List do Koryntian (10,4), por. także Ps 18,3, gdzie Bóg jest zwany Skałą Izraela". Warto też pamiętać, że przy pomocy tej samej laski Mojżesz sprowadził plagi na Egipcjan (Wj.7) oraz spowodował rozstąpienie się wód Morza Czerwonego (Wj.14). Jest oczywiste, że tego rodzaju działania stanowczo przekraczają możliwości współczesnych różdżkarzy. Księga Ozeasza (4,12), w wersecie stanowiącym aluzję do praktyk posługiwania się różdżką, porównuje "zasięganie rady u swego drewna" do nagannego aktu cudzołóstwa stanowczo obrażającego Boga. Biblia Tysiąclecia w przypisie do tego wersetu wyjaśnia, że chodzi tu o technikę rabdomancji (inna nazwa praktyk różdżkarskich).
Myślę, że jest to sprawa stara jak świat, a właściwie tak stara, jak historia człowieka. W Starym Testamencie, w pierwszej jego księdze czytamy o dziejach grzechu pierworodnego. Nigdy nie zamilkła szatańska pokusa: " ...Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło." (Rdz 3,5). Natomiast słowa Boga odnoszące się do ziemi: "...w trudzie będziesz zdobywał z niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni swego życia. Cierń i oset będzie ci ona rodziła.." (Rdz 3,17-18) obrazować mogą również mozolny proces dochodzenia do prawdy naukowej. W jego przebiegu zdarza się wiele błędów i pomyłek, obok braku wiedzy i doświadczenia bardzo przeszkadza ludzka pycha i egoistyczne ambicje. Aby zapoznać się z wynikami badań szczegółowych, potrzeba wiele czasu, a sporo zagadnień trzeba sprawdzać samemu. W rezultacie rozszerzenie dotychczasowej wiedzy wymaga też wiele pracy, trudu i nakładów materialnych.
Wiedza tajemna
Dzisiejszemu człowiekowi, często zabieganemu i zagubionemu we współczesnym świecie, nie wystarcza czasu na szerszą refleksję. Z kolei brakuje mu wiedzy oraz merytorycznych możliwości na powiązanie różnych dziedzin nauki i wyciągnięcie ogólniejszych wniosków. Jednocześnie pojawiają się fałszywi prorocy, oferujący iluzję prostych i łatwych metod dostępu do wiedzy dla wtajemniczonych. I tak przy pomocy np. radiestezji proponuje się możliwość błyskawicznego kursu medycyny, wykrywania i leczenia chorób, oferuje się zdobycie wiedzy na temat własnej i cudzej przyszłości oraz iluzję świadomego wpływania na przyszłe wydarzenia zgodnie ze swoją wolą. Ogólnie rzecz biorąc współczesnemu człowiekowi próbuje się wmówić, że proponowane ćwiczenia pozwolą mu osiągnąć praktycznie nieograniczone możliwości. Wystarczy tylko zapoznać się z wiedzą tajemną, czyli gnozą, aby zdobyć nadludzkie umiejętności.
Rozwój wielu dziedzin nauki w XX wieku jest tak dynamiczny, że często kolega nie rozumie kolegi pracującego w pokrewnej dyscyplinie naukowej. Nie może więc dziwić, że wyniki badań naukowych rzadko bywają zrozumiałe dla ogółu. Wszystko to sprawia, że podejmuje się tylko nieliczne próby przedstawiania wyników badań na poziomie popularnym.
Odkrycie?!... Boga...
Skończył się już sen dziewiętnastowiecznej nauki o rozwiązaniu wszystkich zagadek i trudności ludzkiego bytowania. W tej materii staliśmy się na szczęście zdecydowanie bardziej skromni i to mimo wielkiego rozwoju nauki. Nadal trwają też zmagania fizyków, którzy już od siedemdziesięciu lat bezskutecznie poszukują jednoznacznej interpretacji fundamentalnej teorii kwantów [13]. Osobliwe mikroskopowe własności materii opisywane w ramach tej teorii, stają się proste i zrozumiałe dopiero, gdy przyjmie się istnienie osobowego Boga. Pisze o tym Zbigniew Jacyna - Onyszkiewicz [14,15], profesor fizyki z Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu.
Z kosmologii relatywistycznej, którą zajmowałem się przez pewien czas wiemy, że materia miała swój początek w wielkim wybuchu [13]. Co było przedtem ? Na to pytanie współczesna nauka o wczesnym Wszechświecie - kosmologia kwantowa, daje szokującą odpowiedź. Wszechświat eksplodował ze stanu aczasowego, w którym nie było czasu. Nie było "przedtem, "teraz" ani "potem". Wobec takich pojęć nasza wyobraźnia staje bezradna. Kosmologia kwantowa dowodzi jednak, że na najbardziej fundamentalnym poziomie fizyki parametr czasu w ogóle nie występuje. Istnienie aczasowe nie jest więc metafizyczną sprzecznością ale określonym stanem Wszechświata.
Zdajemy sobie sprawę, że mogą istnieć inne wszechświaty, z którymi nie mamy i nigdy nie będziemy mieli kontaktu [13]. Współczesne koncepcje fizyki kwantowej są bardzo śmiałe, często potwierdzone eksperymentami, a przynajmniej z nimi niesprzeczne. Również najnowsze zdobycze archeologii potwierdzają autentyczność opisów biblijnych. W poglądach pseudonauki natomiast, więcej jest iluzji i fantazji niż liczenia się z faktami. Przyrodnik XIX wieku napotykał spore trudności w pogodzeniu nauki z wiarą. Postęp nauki w XX wieku doprowadził do tego, że te trudności zasadniczo zniknęły, a wymienione wcześniej osiągnięcia wyraźnie wskazują na istnienie Stwórcy [14,15].
Zajmując się badaniem zjawisk różdżkarskich i namawiając do tego innych, sądziłem, że uda się nam nie tylko rozwikłać zagadkę natury procesów radiestezyjnych, ale i wiele innych zjawisk paranormalnych. Miałem już nawet gotową hipotezę sądząc, że chodzi tu o fale elektromagnetyczne niskiej i bardzo niskiej częstotliwości. Pierwsze wyniki zdawały się nawet potwierdzać moją hipotezę. Przypuszczałem, że człowiek reaguje na fale i stąd nawet tytuł naszej pierwszej publikacji w "Problemach": "Człowiek detektorem pól elektromagnetycznych bardzo niskich częstotliwości" (Problemy, 1976) [11]. Na podstawie ówczesnych wyników doświadczeń sądziłem, że jesteśmy świadkami odkrycia na miarę nagrody Nobla. Moim entuzjazmem mobilizowałem innych do jeszcze bardziej intensywnej pracy. Pierwszym sygnałem ostrzegawczym, który zresztą zlekceważyłem, była niechęć do współpracy z nami ze strony najbardziej znanych radiestetów. Wyjątkami byli dr med. Danuta Sotnik-Kondycka, mgr Janina Franek-Dobrońska, mgr inż. Stanisław Jastrzębski i nieżyjący już ś.p. mgr inż. Henryk Załęski oraz ś.p. ks. Władysław Góra.
Tajemnica za pieniądze
Spotkałem się również ze stwierdzeniem, że radiestezja jest sztuką i nie ujawnia swych tajemnic zawodowych osobom postronnym, zwłaszcza za darmo. Nasze możliwości finansowe były ograniczone, a i tak niejednokrotnie w badania inwestowaliśmy swoje prywatne pieniądze, wspierając skromne możliwości Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Spotkaliśmy się natomiast z próbami nielegalnego wykorzystania naszych osiągnięć, a nawet próbami przekupienia współpracownika. Sądzę, że zrobiliśmy wszystko, co było możliwe do wykonania w naszych warunkach, w sposób rzetelny i zupełnie wystarczający do wyciągnięcia miarodajnych wniosków.
9 lat badań
Na studiowanie różdżkarstwa poświęciłem dziewięć najlepszych lat swej działalności naukowej i zawodowej. Do dziś nie spotkałem wiarygodnego zjawiska, które mogłoby uzasadniać kontynuację badań. W świetle uzyskanych wyników różdżkarstwo okazało się zupełną fikcją i mitem opartym na domniemaniach.
Konsekwencje uprawiania radiestezji
Jak już wyżej napisałem konsekwencje uprawiania różdżkarstwa są poważne i w skrajnych przypadkach mogą prowadzić do destrukcji osobowości i utraty zdrowia psychicznego. Zjawiska, które obserwowaliśmy w czasie naszych badań, ocierały się bowiem o zagadnienie spirytyzmu, stanowiącego dla człowieka realne zagrożenie.
Żyły wodne nie istnieją ! ! !
Jakie wnioski wypływają z wszystkich naszych rozważań, badań, niepowodzeń ? Sądzę, że bardzo optymistyczne. Żyły wodne nie istnieją ! W związku z czym nie musimy się obawiać ich rzekomo szkodliwego wpływu na organizmy żywe.
Nowoczesny demon - żyły wodne
To Chrystus powiedział "..miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat" (J16,33). Papież Jan Paweł II w swym nauczaniu kontynuuje tę myśl podkreślając, że dla chrześcijanina nie ma sytuacji beznadziejnych. Przypomina mi się wypowiedź pewnego Afrykanina animisty: "Wy, chrześcijanie jesteście szczęśliwi, bo nie boicie się demonów. My na każdym kroku spodziewamy się ich i drżymy przed nimi". Takim nowoczesnym demonem stały się m.in. żyły wodne.
Zabobonny lęk
Człowiek stworzony przez Boga odczuwa potrzebę oddawania czci swemu Stwórcy. Jeśli jednak jego wiara nie jest ugruntowana, łatwo może się uwikłać we frapujące z pozoru zagadnienia parapsychologii, w tym radiestezji i bioenergoterapii. Wielu traci zdrowy rozsądek i poddaje się bezkrytycznie myśleniu nieracjonalnemu, traktując tzw. żyły wodne z zabobonnym lękiem.
Wyrzućmy tzw. odpromienniki!
Możemy więc spokojnie usunąć tzw. odpromienniki, wyrzucić spod naszych łóżek kasztany, skorupki jaj, sprężynki, bateryjki, butelki z olejem i tajemnicze płytki, wszystko co ludzka i chyba nie tylko ludzka fantazja wymyśliła. Sam tak właśnie uczyniłem wiele lat temu i mogę powiedzieć, że sypiam dziś znacznie lepiej niż w czasach, kiedy próbowałem stosować zalecane przez różdżkarzy odpromienniki. Również sporo moich znajomych uczyniło podobnie i nie zaobserwowało pogorszenia swojego snu. Wielu innych, którzy nigdy ich nie stosowali spało i śpi nadal bardzo dobrze.
To co istotne
Sprawdźmy natomiast uważnie, w jakich warunkach przebywamy w naszych mieszkaniach. Czy nie są one nadmiernie zawilgocone, czy nie śpimy w przeciągu, czy kolor ścian stwarza oczekiwany przez nas nastrój, czy meble lub parkiety nie zawierają szkodliwych formaldehydów, a inne sprzęty nie są pokryte szkodliwymi farbami, lakierami i klejami. W naszych miastach powstały przecież gigantyczne osiedla z wielkiej płyty, która produkowana z dodatkiem popiołów może zawierać rad. W zamkniętych pomieszczeniach gromadzi się promieniotwórczy gaz radon. Mamy tu faktycznie do czynienia ze szkodliwym promieniowaniem mogącym powodować raka płuc, a jedynym ratunkiem może być systematyczne wietrzenie mieszkań. Dziś lekceważymy często przyczyny psychiczne. Oglądamy sceny brutalne w telewizji, pasjonujemy się horrorami, zaś prasa i radio częstują nas codziennie sensacjami o wszelkich rodzajach przestępstw. To wszystko jest dla nas bardzo szkodliwe. W rezultacie jeśli żle śpimy w naszych domach w wyniku wspomnianych przyczyn, to zaproszony różdżkarz natychmiast będzie sugerował, że w okolicach naszego łóżka mamy do czynienia z promieniowaniem żyły wodnej. Często zaleci zmianę miejsca spania. Po dokonaniu przemeblowania pokoju zmęczony tą pracą mieszkaniec stwierdzi na zasadzie sugestii, że rzeczywiście lepiej się spało i uwierzy różdżkarzowi. Zastanawia jednak fakt, że przebieg tzw. żył wodnych wyznaczanych przez różnych różdżkarzy w tym samym miejscu (np.mieszkaniu) wykazuje dużą dowolność, a wyniki zupełnie się nie pokrywają !
Jak naprawdę znaleźć dobre miejsce na studnię
Co radzić tym, którzy szukają miejsca na dobrą studnię ? Sprawa jest znacznie łatwiejsza dziś niż kilka lat temu. Za niewielką cenę można obecnie nabyć dokładne mapy geologiczne i hydrogeologiczne, które do niedawna były utajnione. Z ich pomocą, nawet niefachowiec, zaznajomiony pobieżnie z geologią, jest w stanie wyciągnąć właściwe wnioski. W każdym większym miasteczku istnieje specjalistyczna komórka geologiczna, gdzie można zasięgnąć porady fachowego geologa zaznajomionego z wynikami wierceń gruntowych na terenie naszego kraju. Istnieją też wyspecjalizowane firmy mające dużą wprawę w wierceniu studni. Mój znajomy rozmawiał z kierownikiem takiego przedsiębiorstwa i pytał o rolę różdżkarzy w tych poszukiwaniach. Przedsiębiorca stwierdził, że ze względu na mizerne rezultaty osiągane przez różdżkarzy musiał zrezygnować ze współpracy z nimi. Wspominał jednak o jakimś starszym panu, który na podstawie szaty roślinnej w terenie potrafił określić występowanie strefy wodonośnej i jej głębokość. Robił to na podstawie nie jednej rośliny, lecz całego ich zbiorowiska. Zainteresowanym polecam również prace dr hab. inż. Jana Jeża podane w bibliografii, [3,4], gdzie znajduje się wiele informacji z zakresu wyszukiwania wody prostymi, naukowymi metodami przyrodniczymi, na podstawie obserwacji szaty roślinnej.
Woda z nowej studni powinna zostać przebadana przez najbliższą placówkę SANEPID lub uczelnię techniczną. Dzięki temu poznamy skład mineralny wody i jej czystość pod względem bakteriologicznym. Mimo niedoceniania i słabego opłacania naukowców dysponują oni przecież wiedzą i sprawdzonymi metodami efektywnego pozyskiwania i badania wody. Wyniki ich badań można sprawdzić i porównać, w przeciwieństwie do opinii autorytatywnie wypowiadających się różdżkarzy, którym trzeba wierzyć na słowo. Swoją drogą - hańbą naszych czasów jest fakt, że różdżkarz czy wróżka zarabiają znacznie lepiej niż profesorowie uniwersytetu !
Nie zmarnowałem 9 lat pracy
Kończąc to opracowanie uważam, że nie zmarnowałem dziewięciu lat mojej pracy i dzięki zdobytemu doświadczeniu mogę ludziom pomóc: jednym - przezwyciężyć wyjątkowo irracjonalny strach przed nieistniejącymi żyłami wodnymi, drugim - zrezygnować z uprawiania niebezpiecznych praktyk radiestezyjnych. Wierzącemu w Boga wszystko pomaga ku dobremu.
Poznań 2 października 1994.
Wszystkim czytelnikom, także i tym, którzy nie podzielają moich poglądów, składam serdeczne Szczęść Boże !
Przemysław Kiszkowski, doktor fizyki,
ul. Taczanowskiego 19 m 18,
60-147 Poznań.
tel (061) 861-76-99
e-mail: pkisz@amu.edu.pl
Powierzam Ci to wszystko przez ręce Maryi Niepokalanej. Amen !
Najdostojniejszym ordynariuszom miejsca i wyższym przełożonym zakonnym poleca się, aby surowo zabronili duchownym świeckim i zakonnym zajmowania się kiedykolwiek tymi badaniami radiestezyjnymi, uwzględnionymi we wspomnianych poradach.
Już sprawą ordynariuszy i przełożonych zakonnych będzie, jeśli uznają to za konieczne lub pożyteczne, dodać do tego zakazu sankcję karną.
Gdyby zaś któryś z duchownych świeckich lub zakonnych,
naruszając ten zakaz, uczynił to po raz wtóry albo też dał powód do zgorszenia
czy zaistnienia groźnych niebezpieczeństw, ordynariusze i przełożeni zakonni
doniosą o tym do Świętego Najwyższego Trybunału.
2. Andrzej Kajetan Wróblewski, Prawda i mity w fizyce, Iskry 1989. Na stronach 155-158 autor omawia doświadczenia z różdżkarzami. "Oto w końcu marca 1979 r. w pobliżu miasteczka Formello, niedaleko Rzymu, przeprowadzono kontrolowany test zdolności różdżkarskich. Wzięli w nim udział znani i reklamowani różdżkarze włoscy. Test polegał na tym, by wykryć wodę płynącą w ilości co najmniej 5 litrów na sekundę w rurze o średnicy 8 cm znajdującej się na głębokości pół metra. Pod powierzchnią placu testowego umieszczono trzy różne rury, którymi mogła płynąć woda z rezerwuaru do drugiego zbiornika. Specjalny zawór umożliwiał kierowanie wody przez jedną tylko rurę wybieraną przypadkowo bez wiedzy egzaminowanego. Różdżkarz miał za zadanie wskazanie drogi przepływu wody w danym etapie testu. Wyznaczono nagrodę dla zwycięzcy konkursu w wysokości 10 000 dolarów, a każdy uczestnik miał możliwość wykonania trzech prób. Okazało się, że żaden (!) z uczestników nie odgadł nawet w przybliżeniu przebiegu rur; na ogół kreślili oni rzekomy przebieg rur w kierunkach zupełnie różnych od rzeczywistego układu. Należy dodać, że w konkursie wzięli udział sławni różdżkarze włoscy, jak Giorgio Fontana, Lino Borga czy Vittorio Senatore, warunki konkursu były z nimi uzgodnione i wszyscy byli przekonani, że bez żadnych trudności zdobędą nagrodę". Prof. Wróblewski podaje również inne przykłady negatywnych rezultatów eksperymentów z różdżkarzami, o których sami różdżkarze najczęściej milczą.
3. Jan Jeż. Ocena właściwości geotechnicznych podłoża gruntowego na podstawie szaty roślinnej, wyd. Politechniki Poznańskiej, Rozprawa nr 218. Poznań 1989 (rozprawa habilitacyjna).
4. Jan Jeż, Przyrodnicze aspekty bezpiecznego budownictwa, wyd. Politechniki Poznańskiej, Poznań 1995 (w druku). Autor podaje, w jaki sposób analizując szatę roślinną można uzyskać informacje o występowaniu i głębokości warstwy wodonośnej. Pozycja [4] jest poszerzeniem pozycji [3]. Autor opowiada również o swoich utarczkach z różdżkarzami z punktu widzenia geologa.
5. David F. Marx, Investigating the Paranormal, Nature 1986, tom 320, str 119-124. Artykuł ten prezentuje stosunek całkowicie krytyczny wobec zjawisk paranormalnych. Za autorem podaję w tekście 3 hipotezy próbujące analizować różdżkarstwo:
1. Efekt oczekiwania - powolne narastanie napięcia i gwałtowne jego opadanie.
2. Podświadoma reakcja różdżkarza na drobne wskazówki (hints).
3. Prawo wielkich liczb. Wydarzenie mało prawdopodobne wydarzy się prawie na pewno przy coraz większej ilości prób. Ponieważ jest niezwykłe, zostanie przez nas zapamiętane. Autor podaje obszerną bibliografię - 69 pozycji.
6. Ks. Aleksander Posacki, S.J. Rozeznawanie niechrześcijańskich postaw, dwa cykle audycji Radia Watykańskiego w latach 1991-93.
Dokonałem osobiście prawie kompletnego nagrania wszystkich audycji. Stanowiły dla mnie cenny materiał, zwłaszcza jeśli chodzi o stronę teologiczną zjawisk paranormalnych i możliwości ingerowania w te zjawiska sił demonicznych. Ks. A. Posacki jest autorem kilku ważnych nowych artykułów i ksiązek z dziedziny okultyzmu.
7. Ks. Jaques Verlinde, Bóg mnie ocalił. Kaseta video i ścieżka dźwiękowa na kasecie audio. Autor jest księdzem katolickim, zakonnikiem ze Zgromadzenia Św. Józefa z Nazaretu. Po ukończeniu doktoratu z fizyki i chemii przez cztery lata praktykował medytację wschodnią, potem przez trzy lata zajmował się radiestezją i próbował leczyć przy pomocy tzw. magnetyzmu. Następnie wstąpił do zakonu. Powyższe praktyki, jak sam stwierdza, spowodowały u niego stany lękowe i poważne problemy ze zdrowiem psychicznym. Podaje przykłady bardzo silnych ingerencji demonicznych w zjawiskach związanych z radiestezją. Spokój odzyskał dopiero po zaprzestaniu niebezpiecznych praktyk.
8. J.G. Taylor, E. Balanovski, Does Electromagnetism Explain ESP ? Nature 1978, tom 275, str 64.
9. J.G. Taylor, E. Balanovski, Is There Any Scientific Explanation of the Paranormal ?, Nature 1979, tom 279, str.631-633.
"Nature" jest angielskim tygodnikiem naukowym wydawanym w Londynie. Publikuje się tam nowości z różnych dziedzin nauk przyrodniczych. Autorzy prac [8i9] zgromadzili bardzo specjalistyczną aparaturę naukową, umożliwiającą wykrywanie promieniowania elektromagnetycznego wszystkich długości fal. Starali się wykryć owo promieniowanie przy zjawiskach paranormalnych oraz ustalić możliwość jego wykrywania przez różdżkarzy. Wyniki doświadczeń są całkowicie negatywne. Rozpatrywana jest możliwość innego nośnika informacji. W latach 1970 - tych Taylor był entuzjastą badań zjawisk paranormalnych i przeprowadzał eksperymenty z udziałem Uri Gellera. Otrzymane rezultaty zmieniły jego stanowisko na sceptyczne. Obecnie zaprzestał badań w tej dziedzinie.
10. John Taylor, Nauka i zjawiska nadnaturalne, PIW, Warszawa 1990.
11. Henryk Szydłowski i Przemysław Kiszkowski, Człowiek detektorem pól elektromagnetycznych bardzo niskich częstotliwości, Problemy, sierpień 1976. s.39-41
W artykule omówiono wyniki rocznych badań. Wydawały się one bardzo obiecujące. W eksperymentach tych nie uwzględniono jednak czynnika psychologicznego. Różdżkarzy traktowano bowiem jak rzetelny, biologiczny przyrząd pomiarowy. W trakcie późniejszych badań stwierdzono dominujący wpływ sugestii i autosugestii podważających obiektywność otrzymanych rezultatów.
12. Przemysław Kiszkowski, O niebezpieczeństwie różdżkarstwa. 12 - stronnicowy maszynopis adresowany był głównie do osób z Ruchu Odnowy w Duchu Świętym. Z tego powodu skróciłem tam bardzo wyniki badań własnych, by uniknąć wprowadzania zbyt wielu terminów z dziedziny fizyki. Tak spopularyzowana forma mogła sprawiać wrażenie, że argumentacja oparta jest wyłącznie na przypuszczeniach, a nie na wieloletniej pracy eksperymentalnej.
13. Paul Davies, God and the New Physics, J.M.Dent & Sons Ltd, London 1983.
14. Zbigniew Jacyna - Onyszkiewicz, Fundamentalne problemy i osiągnięcia fizyki współczesnej, Wydawnictwo Naukowe, UAM, Poznań 1991.
15. Zbigniew Jacyna-Onyszkiewicz, Problem istnienia - immaterialna interpretacja teorii kwantów, w: Nauka, religia, dzieje, pod redakcją J. A. Janika, materiały VII interdyscyplinarnego seminarium w Castel Gandolfo, Wydawnictwo Naukowe UJ, Kraków, 1994, str. 35-63.
16. Ks. Andrzej Zwoliński, Radiestezja skąd ta energia...? Wydawnictwo ,,GOTÓW'' Kraków 1996
17. Samuel Pfeifer, Czy zdrowie za wszelką cenę ? Medycyna
alternatywna, a wiara chrześcijańska. Wydawnictwo Effatha, Wrocław 1994