Nasz ojciec

Ojciec nasz, tzn. mej siostry Aliny i piszącego te słowa Przemysława, był oficerem zawodowym w służbie czynnej w stopniu podpułkownika, a w chwili wybuchu wojny w 1939 roku zastępcą dowodcy 70 pułku piechoty w Pleszewie Wlkp. Urodził się gdzieś pod Kijowem. Ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Kijowskim. Brał udział w pracy niepodległościowej i dostał się do polskiego Drugiego Korpusu pod dowództwem gen. Dowbora Muśnickiego. Po rozbrojeniu tego korpusu on zkolei rozbrajał Niemców w Warszawie pamiętnego 11 listopada 1918 roku. Później brał udział w walkach z Ukraińcami o Lwów w 19 pułku piechoty "Odsieczy Lwowa", a w wojnie polsko bolszewickiej otrzymał najwyższe polskie odznaczenie wojskowe krzyż "Virtuti Militari" 5 stopnia. Dalej służba w 19 pułku piechoty we Lwowie, gdzie wziął ślub z Zofią Gleb-Koszańską i w tym mieście urodziliśmy się oboje z siostrą. Później rok w Zaleszczykach, 4 lata w Zambrowie, gdzie był dowódcą batalionu karabinów maszynowych w Szkole Podchorążych Rezerwy, rok w Sandomierzu, awans na podpułkownika i 5-letni pobyt w Pleszewie jako zastępca dowódcy pułku.

W kampanii wojennej 1939 roku powierzono mu zadanie formowania odziału zapasowego na szczeblu pułku czy też 17 dywizji piechoty, której 70 pułk piechoty był częścią, Trafił do sowieckiej niewoli i znalazł się w Starobielsku. Nz wiosne 1940 roku listyod niego przestały przychodzic...

Tak wygląda sucha notatka biograficzna - krótki życiorys człowieka rzuconego w wir wydarzeń burzliwej pierwszej połowy XX wieku.

Historia pewnej stodoły.

Pewnego razu przyszedł do naszej mamy pewien podchorąży, który walczył wraz z naszym ojcem. Opowiedział on, że kiedy ugrupowanie poddało się wojskom sowieckim w lasach lubelskich, to na początku nie byli pilnowani zbyt mocno. On podszedł do ojca i powiedział, że pewna deska w Scianie stodoły się rusza i możnaby uciec. Ojciec odpowiedział, że wszyscy nie mogą uciec, a on tu jest najstarszy rangą i zna język rosyjski to musi zostać. Kto może jednak, niech ucieka. Podchorązy właśnie to zrobił i dlatego na tych kartach mogę to opowiedzieć. W listach ze Starobielska napisał, kiedy dowiedział się, że my wszyscy troje żyjemy: "Moja ofiara nie poszła na darmo!". Czy o to chodziło, czy były jeszcze inne tego typu zdarzenia, nie wiem, ale chcę tu spłacić dług naszemu ojcu.

Pudełko zapałek.

Zupełnie niedawno dowiedzieliśmy się o historii pewnego pudełka zapałek. Do naszych dalszych krewnych przyszedł pewien kolejarz i wręczył im pudełko zapałek. Na nim był ich adres, a w środku karteczka: "Jestem w niewoli. Jedziemy do Starobielska - Oleś". Tekst był napisany ołówkiem kopiowym i na szczęście wytrzymał wilgoć i był czytelny. Kolejarz ów powiedział tylko, że to był duży transport widocznie jeńców i szybko uciekł, bo jego rola nie była zbyt bezpieczna.

Zastanawiam się, jakim sposobem dowiedział się ojciec o celu podróży, a nazwa "Starobielsk" była zupełnie nieznana i dopiero później nabrała swego złowieszczego charakteru.

Legitymacja "Virtuti Militari".

Gdzieś pod koniec wojny, czy nawet już po jej zakończeniu doszła do nas legitymacja "Virtuti Militari". Jeżeli dobrze pamiętam, to ktoś spotkał się z naszym ojcem w Zdołbunowie, w którym przed wojną była stacja graniczna przy granicy polsko-sowieckiej. Ojciec podobno siedział w wagonie bez butów - a zawsze miał piękne oficerki szyte w Warszawie u szewca nazwiskiem Hiszpański. Prosił o przekazanie swojej legitymacji rodzinie. Przez jakiś łańcuszek ludzi dobrej woli w końcu ta legitymacja doszła do nas i jest w naszych zbiorach rodzinnych - jedna z niewielu pamiątek po ojcu.

Gdzie i kiedy zginął?

Wiemy, że nasz ojciec trafił do Starobielska. Listy od niego dochodziły do naszych wspólnych znajomych i krewnych i ostatni był chyba z marca czy lutego 1940 roku. Później cisza jak i od prawie wszystkich. Czy został zabity strzałem w kark w charkowskich podziemiach NKWD jak jego koledzy? Czy wytoczono mu oddzielny proces jako obywatelowi Sowieckiego Państwa? Nie ma go na listach zamordowanych ze Starobielska, ale te listy są niepełne. Nasza mama mówiła, że ma przeczucie, że ojciec wędruje gdzieś po bezkresnych ziemiach Rosji. Na jesieni 1956 roku rozeszła się w Pleszewie Wlkp. pogłoska, że ojciec wraca następnym transportem gdzieś z Sachalinu, czy podobnego miejsca kaźni. W wigilię Świąt Bożego Narodzenia tego roku mama miała odczucie jakby ojciec przeszedł przez nasze mieszkanie w Pleszewie Wlkp. i że zmarł. Czy to prawda? Czekam na wyniki śledztwa IPN-u, bo już na żadne inne chyba nie można liczyć. Nie tylko ja.

Momoty Górne.

Kilka miesięcy temu, a było to dokładnie w poniedziałek 23 sierpnia 2004 roku zadzwonił do mnie kolega i pyta:

- Czy twój ojciec był podpułkownikiem?

- Tak.

- A czy miał na imię Aleksander?

- Tak.

- To nazwisko twojego ojca było wymienione w apelu poległych w "Radio Maryja". Słuchaj "Rozmów Niedokończonych"!

Słuchałem. Próbowałem dodzwonić się i dowiedzieć się coś więcej o ostatnich walkach ojca. Udało mi się w ostatniej chwili. Wszyscy byliśmy wzruszeni i ci w małej miejscowości w lasach lubelskich a przede wszystkim ja w Poznaniu. Momoty Górne. Pierwszy raz usłyszałem tą nazwę, ale będę już ją pamiętał do końca życia. Dziękowałem tym jeszcze przed chwilą zupełnie nieznanym mi ludziom (poza o. Piotrem Andrukiewiczem) a teraz już tak bliskim memu sercu. Dziękowałem im za zainteresowanie się i wydobycie z niepamięci ostatnich walk grupy pułkownika Zieleniewskiego. I to nazwisko usłyszałem po raz pierwszy, bo dotąd wiedziałem tylko, że ojciec był w oddziale pułkownika Koca. Dziękowałem panu mgr Tomaszowi Bordzaniowi za jego książkę z fotografią mego ojca, tą właśnie, która jest na legitymacji "Virtuti Militari". Niestety ani ja ani moja siostra Alina, nie mogliśmy być na odsłonięciu w Momotach Górnych (3 października 2004 roku) pomnika polskiego oficera idącego do sowieckiej niewoli. Jak Pan Bóg pozwoli, to wybierzemy się tam z Aliną, aby zwiedzić miejsca ostatnich walk i kapitulacji na zdradzieckich warunkach, których wcale nie zamierzano dotrzymać. Jawny wróg okazał się lepszy od fałszywego przyjaciela, który szykował zemstę za klęskę z 1920 roku i za walki w kampanii wrześniowej. Zdradę trzeba było ukryć i dopiero teraz po 65 latach uchylono nieco jej zasłonę. Przecież to było ostatnie przed oddziałem gen. Kleberga ugrupowanie, które zamierzało przebić się na Węgry. Może podpułkownik Aleksander Kiszkowski głosował na radzie wojennej za poddaniem się Niemcom, bo znał mentalność bolszewickiej władzy. Wtedu grupa pułkownika Zieleniewskiego byłaby tak znana jak grupa generała Kleberba. Stało się inaczej.

Końcowe refleksje.

Pierwszego i siedemnastego września 1939 roku Polska została zaatakowana przez dwie najsilniejsze wówczas na świecie armie, wyposażone i szkolone nie do obrony, jak nasze wojsko. ale do agresji. Obie socjalistyczne, jeden socjalizm narodowy, brunatny, a drugi czerwony. Te dwie ideologie sterowały sposobem prowadzenia agresji, metodami niszczenia nie tylko Państwa Polskiego, które już nigdy nie miało powstać. Sterowały niszczeniem narodu polskiego, począwszy od inteligencji, a kończąc na wszystkich, którzy wybijali się ponad przeciętność. Przeżyliśmy we troje, nasza mama, siostra i ja, bombardowanie cywilnego transportu rodzin wojskowych 70 pułku piechoty na stacji kolejowej Komarno-Buczały k. Lwowa. Straty były większe, niż wśród wojska na froncie. To była ta bohaterska Luftwaffe. Byliśmy 8 miesięcy pod sowiecką władzą i to wystarcza. Ojciec pisał, byśmy wyjechali stamtąd, Udało się i może dlatego żyję, a nie ma mego grobu na Syberii czy w Kazakstanie. Tak przeżyliśmy zderzenie dwóch ateistycznych, antychrześcijańskich kultur z naszą europejską, opartą na Ewangelii, kulturze. Był to dopiero początek, o czym nie wiedzieliśmy, zmagania, jak to genialnie określilł nasz papież, cywilizacji życia i cywilizacji śmierci.

Dziś mam przyjaciół Niemców i Rosjan, a nawet rodzina mego ojca jest w Rosji i są Rosjanami. Nasza mama po wojnie uczyła języka rosyjskiego i mówiła, że naród rosyjski jest dobry. Ja teraz z niepokojem obserwuję narastające neopogaństwo w Niemczech, nasze nadzieje na nawrócenie Rosji też są dalekie od urzeczywistnienia. Nasi księża są na Wschodzie i Zachodzie. Swego czasu tylko polacy szmuglowali Pismo Swięte do Rosji. Wiem, że Pan Bóg zwycięży, że Matka Boska zwycięży, jak przepowiedziała w Fatimie. Kiedy i jakim wysiłkiem? Może na to i inne pytania odpowiemy wkrótce. Zwycięży.

Przemysław Kiszkowski
w styczniu 2005

Przemysław Kiszkowski
ul. Taczanowskiego 19 m.18
60-147 Poznań

Inne opowieści Przemka: Polsko-bolszewicka wojna radiowa w 1920 roku | Kilka opowiadań


Z powrotem | Strona główna

© Copyright by CyjSoftware in CYJlandia 1998 - 2006

stat4u