Astrolo
gowie świadomie zdecydowali się na umowne znaki zodiaku, ponieważ taki manewr zwalniał ich z obowiązku jasnego określenia źródeł hipotetycznego promieniowania, znaczącego astrologicznie. Wszelkie paradoksy, wynikające z przesunięcia gwiazdozbiorów, są przez nich kwitowane tym samym argumentem: astrologii nie interesują gwiazdozbiory lecz umowne znaki zodiaku, wynikające z podziału ekliptyki na dwanaście jednakowych odcinków. W ten sposób unikają kłopotliwych pytań, sugerując, że na wyjaśnienie roli znaków będziemy musieli jeszcze poczekać, natomiast o gwiazdozbiorach możemy zapomnieć, gdyż astrologia przestała się nimi interesować. Jest to chwyt chętnie stosowany, choć z gruntu nieuczciwy, bowiem podstawowe pewniki astrologii powstawały w czasach, gdy panowało powszechne przekonanie o tajemniczych i niezidentyfikowanych "emanacjach", docierających do nas z odległych gwiazd, a gwiazdozbiory i znaki pokrywały się ze sobą. Rezygnacja z hipotezy, zakładającej wysyłanie przez gwiazdy tajemniczych energii, zdolnych do modyfikowania ludzkich losów, zmusza do postawienia zasadniczego pytania: który z elementów horoskopu miałby w nowej koncepcji generować bliżej nieokreślone "fluidy" wpływające na nasze losy? Współcześni astrologowie upierają się przecież, że charakter dziecka, urodzonego dziś np. ze Słońcem w znaku Skorpiona, będzie taki sam, jak i dziecka, urodzonego pod tym samym znakiem kilka tysięcy lat temu, choć najwcześniejsze cywilizacje znały wyłącznie rzeczywiste gwiazdozbiory widoczne na niebie i nie musiały się ratować wątpliwą koncepcją istnienia umownych znaków zodiaku.Ó Copyright by CyjSoftware
1999